download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Już z samej „Justyny" widać, że Lawrence Durrell to jeden z największych pisarzy naszego czasu. A „Ju­styna" jest tylko częścią „Kwartetu Aleksandryjskie­go", „Kwartet Aleksandryjski" tylko częścią fascynu­jącej twórczości prozatorskiej tego autora, twórczość prozatorska zaś z kolei tylko częścią jego działalności pisarskiej, wśród której poezja nie zajmuje wcale po­śledniejszego miejsca. „Kwartet Aleksandryjski" po­zostaje jednak pozycją główną i w innych swych utwo­rach autor nierzadko nawiązuje do motywów i miejsc znanych chociażby z „Justyny", ponieważ ta naelektry-zowana intelektualną ironią powieść skupia pod pew­nym kątem widzenia całą problematykę „Kwartetu", dając jedną wykładnię zdarzeń, których inne warianty znajdujemy w pozostałych częściach cyklu. „Justyna" (1957) nie jest całością samą w sobie i o tym trzeba pamiętać. Nie można tej książki interpretować abstra­hując od całości; to tylko jedna wersja wydarzeń i jedna ich interpretacja. Oglądana poprzez pozostałe powieści — „Balthazar" (1958), „Mountolive" (1959) i „Clea" (1960) — zmienia swoje znaczenie, gdyż każda z nich jest, jak się wyraził Durrell, „sobowtórem po­przednich". W perspektywie całego cyklu — i w tym leży jeden z głównych sensów tego powieściowego przedsięwzięcia —  relatywizuje  się każda statyczna

interpretacja „Justyny". U Durrella następuje bowiem, przy bliskości faktów, nieustanna zmiana obserwato­rów, co daje efekt zacierania się granicy między przed­miotem poznania a podmiotem poznającym. Henry Mil-ler, przyjaciel i duch opiekuńczy Durrella, nazwał efe­kty te „nieustannym przestawianiem świata". Prawda kontruje tu inną prawdę, gdyż istnieje wiele prawd, a każde jednostkowe przeżycie świata ma prawo do swojej prawdy.

Z tego wynika, że „Justyny" streszczać nie potrzeba; choć sama warstwa fabularna odgrywa istotną rolę w podsycaniu ciekawości czytelnika. Durrelowski świat poddany jest sejsmicznym wstrząsom niecodziennych namiętności, sensacyjnych wydarzeń — wszystko zaś sytuuje się w trybach zawiklanej międzynarodowej in­trygi politycznej. I choć „Justyna" tłumaczy się na­prawdę dopiero przez konfrontację z pozostałymi czę­ściami cyklu, jest to jednak sam w sobie utwór fascy­nujący i godzien najwyższej uwagi. Narrator — Darley, Irlandczyk z pochodzenia, belfer aleksandryjski — uwi­kłany w miłość do tytułowej bohaterki, obdarzonej imieniem bohaterki powieści markiza de Sade'a — opowiada subiektywnie ujętą historię wypadków, snu­je rozważania na temat sztuki, prawuje się z własną wyobraźnią. Wpisany do końca w codzienność, wer­tuje kartki swego życia, które jest już przeszłością i aluzją do przeszłości z punktu widzenia smutnej te­raźniejszości (Darley musiał Aleksandrię porzucić i umiera z tęsknoty za nią), gdyż czas teraźniejszy plą­cze się nieustannie w czasie zaprzeszłym. Ale punkt widzenia ustawicznie się zmienia. Wchodzą inne posta­ci, a wraz z nimi ich własne, zupełnie odmienne wersje tych samych przeżyć ~ idea ta staje się dobitniejsza na przestrzeni całego „Kwartetu Aleksandryjskiego". Powieść zaczyna  balansować między rytmem faktów

 

a rytmem ich interpretacji. Zwłaszcza „twórczych", artystycznych bądź para-artystycznych interpretacji. W „Justynie" niemal wszyscy piszą książki lub prowa­dzą dzienniki (narrator, Pursewarden, Arnauti, Nessim, Justyna) albo jakieś dokumentacje wypadków, jak urzędnik konsulatu, Pombal. Rzeczywistość bywa cza­sem tylko krzywym zwierciadłem ich pisaniny, gdyż każde pisanie jest eksperymentem w sferze faktów.

U Durrella nie ma rozgraniczenia między „powie­ścią" a „życiem" — jest tylko nieustająca rozprawa: artysta kontra świat. To, co „oczy powołały do życia", artysta musi stale dementować w procesie twórczym. Na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo, czy Darley pi­sze powieść, czy opowiada własną przeszłość. Stwarza w każdym razie własną rzeczywistość, dla której real­ność faktyczna jest tylko bazą, a to znaczy: odtwarza nie tyle domenę faktów, co otaczający je kłąb re­fleksji, domysłów, podnoszących fakty do rangi świa­domej konstrukcji. To, do czego dochodzimy refleksją, jest bowiem tak samo realne jak to, co oglądamy na­ocznie. Fakty zewnętrzne nie stanowią rzeczywistości ostatecznej. Bo refleksja właśnie powołuje do życia rzeczywistość inną, która niby już się stała, ale wciąż stwarza się od początku; życie nie zawiera nic poza my­śleniem o nim. Myślenie o rzeczywistości kreuje ją na nowo, w formie esencjalnej. Balthazar tak pisze do Dar-leya: „Uzupełniać rzeczywistość to jedyny sposób do­chowania wierności Czasowi, ponieważ każda chwila w Czasie obfituje w możliwości nie mające kresu w swej różnorodności". Przypomina to myśl Gabriela Marcela z jego „Pamiętnika metafizycznego": „Jedyne możliwe zwycięstwo nad czasem łączy się z wierno­ścią... Nie ma stanu uprzywilejowania, który by nam pozwolił przekroczyć granice czasu: Proust tego nie rozumiał i na tym polega jego błąd". Nie ma przeszło-

ści, jeśli nie ma świadomości konstruktywnej, która tę przeszłość — zanurzając ją w aktualnym „tu i teraz" — interpretuje. To, co czyni np. narrator „Justyny", nie jest próbą wskrzeszenia przeszłości przez jej degrada­cję do sfery faktów, ale przez jej intelektualną nobili­tację, a zatem jakąś wersją możliwie racjonalnej wizji (cóż z tego, że sterowanej przez wszechogarniające na­miętności). Wszystkie zjawiska świata, włącznie z tak eksponowaną w powieści dziedziną seksu i miłości, trzeba wznieść na ponadfaktyczny poziom, obejrzeć w lustrach każdej jednostkowej świadomości i dopiero ją weryfikować. Czynność weryfikacji nigdy przy tym się nie kończy, ona jest bowiem natchnieniem i istotą tak życia, jak i sztuki. Zasadą naczelną pojmowania świata. Rzeczywistość jest bowiem „n-wymiarowa", powieść nie dzieje się więc w rytmie „obiektywnego" życia, ale w rytmie stale samoodnawiającej się jego artystycznej transformacji.

Różne zjawiska rzeczywistości podlegają u Durrella takiej samotransformacji, w zależności od punktu wi­dzenia: polityka i miłość, obyczaj i towarzyski kon­wenans, moralność i grzech. Ale przede wszystkim jest to rzecz o wszechobejmującej miłości, ze wszelkimi implikacjami, jakie stoją za tym pojęciem. Aleksandria jest miastem seksu dręczącego, seksu wyzwolonego, seksu wykraczającego poza duchowe formuły miłości. Bohaterowie Durrella czytają życie miłością. Ktoś po­wiada: „zrozumiałem wtedy prawdę o wszelkiej miło­ści: jest ona absolutem, wszystko przyjmuje albo wszystko odrzuca. Inne uczucia, litość, tkliwość istnie­ją jedynie na marginesie, należą do konstrukcji doda­nych przez społeczeństwo i zwyczaj!". W tej powieści bez absolutów, w której wszelkie prawdy są nieustan­nie relatywizowane — ten jeden absolut ma znaczenie ostateczne. Jakkolwiek wiadomo, że tego przemożnego

uczucia nie da się oczyścić z różnych naleciałości: po­lityki, rozpaczy, żądzy, władzy, oszustwa. Sens jest właśnie w stale podejmowanej próbie oczyszczenia, a nie w jej spełnieniu.

„Justyna" nie należy do książek, które czytelnika absorbują jedynie na czas czytania. Wraca do nas ów obraz Aleksandrii, fascynującego miasta, w którym obłęd sąsiaduje z wzniosłością, a rozkład z pogańską buj-nością życia. W notce wprowadzającej autor powiada, że postaci książki są fikcyjne, jedynie miasto jest rze-"czywiste. Wszystkie konflikty ludzkie są konfliktami ' tego miasta. Aleksandria to istny labirynt ludzkich na­miętności i konfliktów. Aleksandria — to znaczy cały świat. Albowiem — jak powiada Durrell — „miasto, gdy kochasz w nim choćby jedną istotę, staje się świa­tem".

KRZYSZTOF MĘTRAK

Wszystkie postacie występujące w tej powieści — która jest pierwszą częścią cyklu — są fikcyjne, tak samo jak osoba narratora, i nie mają pierwowzorów wśród żyjących ludzi.

Tylko miasto jest prawdziwe.

Te wspomnienia o Jej rodzinnym mieście

poświęcam Ewie

Oswajam się z myślą, że każdy akt sek­sualny można uważać za proces, w którym zaangażowane są cztery osoby. Będziemy musieli to przedyskutować.

Z.  Freud  „Korespondencja"

Mamy do wyboru dwie postawy: albo zbrodnię, która nas uszczęśliwia, albo pętlę, która chroni nas od nieszczęśliwego życia. Pytam, czy można się wahać, śliczna Te­reso, i gdzie znajdziesz w swojej główce argument, który mógłby zbić moje rozumo­wanie?

D.A.F.   de  Sade  „Justine"

    Część pierwsza

torze jest dzisiaj znowu wzburzone i wiatr dmucha niepokojąco. W pełni zimy wyczuwa się kaprysy wio­sny. Niebo do południa jak gorąca, naga perła, świer­szcze w bezpiecznych kryjówkach, a teraz wiatr odsła­nia wielkie płaszczyzny, plądruje po wielkich płasz­czyznach.

Uciekłem na tę wyspę, ibiorąc z soibą kilka książek i dziecko Melissy. Nie wiem, dlaczego użyłem słowa „ucieczka". Mieszkańcy wioski żartują, że tylko chory człowiek mógł wybrać do odbudowy dom w tak zapa­dłym kącie. A więc przybyłem tutaj, żeby się wyle­czyć, jeżeli wolicie tak to określić...

Nocą, gdy wiatr huczy, a dziecko śpi spokojnie w drewnianym łóżeczku przy kominku, po którym obi­ja się echo, zapalam lampę, kusztykam po pokoju i my­ślę o moich przyjaciołach — o Justynie, o Nessimie, o Mełissie i Balthazarze. Po żelaznym łańcuchu pamięci, ogniwo po ogniwie, wracam do miasta, gdzie tak krótko mieszkaliśmy razem; to miasto posługiwało się nami jak swoją florą i przyśpieszało w nas wybuch konflik­tów, które były jego konfliktami, chociaż my braliśmy je błędnie za własne; wracam do ukochanej Aleksan­drii.

1  13

Musiałem odejść od niej tak daleko, żeby ją w pełni zrozumieć. Tutaj, na tym nagim przylądku, który Ar-kt,ur co noc wyrywa z ciemności, z dala od nasyconego wapnem pyłu tych letnich popołudni, nareszcie widzę, że nikt z nas nie powinien być sądzony za to, co się stało w przeszłości. To miasto trzeba postawić przed sądem, chociaż cenę musimy zapłacić my, jego dzieci.

Przede wszystkim, czym jest t...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl