[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Od zakończenia wojny i ostatecznej klęski Voldemorta minęły prawie trzy miesiące.
Ludzie zaczynali przyzwyczajać się do myśli, że znowu udało im się przeżyć i robili
długoterminowe plany. Wskaźnik urodzeń również podskoczył, jak zwykle po wojnie.
I Hermiona właśnie zdała sobie sprawę, że nikt nie widział Severusa Snape’a – lub, jak
mogła stwierdzić, nie myślał o nim – odkąd opuścił Świętego Munga. Co miało miejsce
całe dwa miesiące temu.
Po wszystkim, co Voldemort mu zrobił… cóż, przynajmniej on wierzył, iż Snape był
zdrajcą. Przesłuchanie odbyło się, gdy Mistrz Eliksirów był w śpiączce, pod stałą
kontrolą uzdrowicieli. Ponieważ Ron… zginął… a Harry był hospitalizowany, Hermiona
była głównym świadkiem w sprawie. Mówiła również o szczegółach, których wiedziała,
że chłopcy nie chcieliby podawać, na przykład o tym, iż Snape rzucił się, by ratować ich
przed wilkołakiem i skazanym mordercą w trzeciej klasie, o powtarzanych przez
profesora Dumbledore’a referencjach, czy o umiejętnościach Legillimecji i Oklumencji
Snape’a. Sąd wziął to pod uwagę i na podstawie dowodów uznał, iż śmierć dyrektora
była raczej heroicznym aktem poświęcenia, niż morderstwem. Zanim więc się obudził, a
jego rany zaczęły się goić, Snape został oczyszczony z zarzutów. Nie był szczególnie
zadowolony - albo taktyczną aprobatą albo faktem, iż się obudził. Tak szybko, jak tylko
mu pozwolono, opuścił szpital i zniknął.
Mniej więcej wtedy, Hermiona nie mogła już dłużej tego znieść i przepłakała cały
miesiąc. Ron nie żył i czasami wydawało jej się, iż nawet klęska Voldemorta nie była
tego warta.
Kiedy wreszcie zaczęła z tego powoli wychodzić, rozpoczęła poszukiwania swoich ludzi,
starając się ich zebrać razem. Harry był… cóż, czuł się teraz trochę zagubiony i
przestraszony, ale Ginny z nim była, więc razem dadzą sobie radę. No i chłopak całkiem
nieźle dostosował się do nowego, magicznego ramienia. Reszta Weasley’ów również
sobie radziła. Rodzice Hermiony, na szczęście, przegapili większość tego wszystkiego,
bezpieczni po mugolskiej stronie. Luna była cała. Neville również. Nauczyciele – za
wyjątkiem biednego profesora Flitwicka, którego strata bolała prawie tak bardzo, jak
strata Rona – byli cali.
Lecz nikt nie wiedział, gdzie się podział profesor Snape. Nie, żeby kogoś to obchodziło.
Próbowała w szkole – bez skutku. Skrzaty domowe powiedziały jej, iż zabrał wszystkie
swoje rzeczy i książki; przeniosły to dla niego na skraj błoni, a potem odszedł. Gdzie, nie
miały pojęcia. Ku zaskoczeniu Hermiony, skrzaty powiedziały również, że Mrużka
poszła razem z nim. Ogłosiła, iż potrzebuje on opieki, bo wygląda na bardzo chorego.
Wydawało się, iż pozostałe skrzaty uważały, że to dobrze, by Mróżka miała coś
konstruktywnego do roboty, więc nie myślały nad tym więcej.
Ostatecznie to pani Pomfrey jej pomogła. Miała dostęp do akt wszystkich nauczycieli, jak
i uczniów, na wypadek, gdyby przez wakacje były potrzebne. Choć nie okazała wielkiej
ochoty do pomocy, w końcu uległa prośbom i oczywistej trosce Hermiony i podała jej
wakacyjny adres Snape’a.
Aportowała się w miejscu, które okazało się podwórkiem opuszczonego domu.
Właściwie nie opuszczonego, a popadającego w ruinę. Hermiona przeszła przez
ogrodowy busz, zastanawiając się, jak daleko będzie musiała iść… Nie. Tuż przed nią,
pijacko pochylony, stał znak. Spinner’s End, głosił. A więc ulica się zgadzała… a
podniósłszy głowę przekonała się, iż przynajmniej połowa domów była w tak samo
opłakanym stanie, jak ten, który minęła. Jej oczy sunęły dalej, aż zatrzymały się na
odległych kominach młyna. Nawet teraz, w środku dnia, nie unosił się z nich żaden dym.
Ach. Miasto młynarskie, prawdopodobnie jedno z wielu, w którym zamknięto młyny, a
okolica, żebrząca przychodu, zaczęła obumierać. Obecnie nie zostało z niej zbyt wiele,
choć zapewne dwadzieścia, trzydzieści lat temu było to pełne życia miejsce.
I tutaj właśnie mieszkał Snape. Nigdy nie pozwoli, by przestano się go bać, czyż nie?
Skierowała się w górę ulicy do ostatniego z domów. Tak, na podwórku przed nim stał
przerośnięty posąg smoka, a dom, choć nie wyglądał na zbyt godny szacunku,
przynajmniej się nie rozpadał. Był mały i zaniedbany, nawet mimo drobnych poprawek,
które musiały być sprawką Mrużki - czyste okna, dobrze zamiecione schodki, tego typu
rzeczy. Nie mogła sobie wyobrazić, by Snape kiedykolwiek kłopotał się zamiataniem.
Podeszła do frontowych drzwi i zapukała niepewnie. – Halo? – zawołała, w razie gdyby
zabroniono Mrużce otwierać Mugolom. – Tu Hermiona Granger…
Chwilę później drzwi otworzyły się szybko, a spojrzawszy w dół Hermiona ujrzała
Mrużkę ubraną w czystą, różową poszewkę na poduszki. Mały skrzat posłał jej bardzo
podejrzliwe spojrzenie. – Czego ty tu chcieć? – spytała. – Nie potrzeba tutaj ubrań.
- Nie przyniosłam ubrań, Mrużko. Ty i tak ich nie potrzebujesz. Ja tylko… - Nagle
poczuła się trochę zażenowana. Zaczęła szukać Snape’a, tak naprawdę się nad tym nie
zastanawiając. Po prostu musiała odnaleźć każdego, by wstawić go w jej wywrócony do
góry nogami świat, a kiedy nie mogła znaleźć Snape’a, zaczęła szukać dokładniej i… nie
było go. Zniknął. Już wystarczająco złym było to, iż ludzie poumierali i musiała
zbudować swój nowy świat bez nich. Nie mogła pozwolić, by ludzie również znikali. –
Martwiłam się – przyznała po chwili. – Wyszedł ze szpitala i nie mogłam znaleźć nikogo,
kto widziałby go od tamtej pory.
Mrużka odprężyła się nieco, najwyraźniej zadowolona, że ta Szalona Ukrywaczka
Kapeluszy nie miała zamiaru robić zamieszania w sprawach skrzatów domowych. – Pan
Snape nie jest zdrowy – wyznała, posyłając Hermionie zmartwione spojrzenie. – Rany,
które Czarny Pan mu zadał jego męczą.
Hermiona przytaknęła. – Cieszę się, że tu z nim jesteś i się nim opiekujesz – powiedziała,
zerkając nad Mrużką do małego salonu, wyglądającego na zniszczony. – Mógł tutaj
umrzeć, biorąc pod uwagę zainteresowanie wszystkich jego zniknięciem.
Skrzatka przytaknęła z utrapieniem. – Nikt nie odwiedzać Pana Snape’a – zgodziła się. –
Panna Granger jest jego pierwszym gościem, odkąd wróciliśmy. Nie ma listów, a on
sobie nie życzyć papieru. On nawet Mrużce mówi, żeby sobie poszła, ale ona zostaje.
Mrużka może być… wolna… - Zadrżała wypowiadając to słowo. – Ale ona wie, kiedy
ktoś potrzebuje bardzo, żeby się nim opiekować.
Hermiona przytaknęła. – Był bardzo dzielny – rzekła miękko. – Jako jedyny odważył się
tak blisko szpiegować Czarnego Pana. – Zrobił też wiele rzeczy, które w ogóle nie były
godne podziwu, lecz dla Hermiony swoją chęcią, by ryzykować życie dla zawziętego i
niewdzięcznego czarodziejskiego świata, spłacił wszystkie grzechy.
Mrużka skinęła, wciąż się krzywiąc. – I jest niedoceniony – rzekła gniewnie. – On myśli,
że go nie chcą. A Mrużka myśli, że on chce tak leżeć i wynędznieć na śmierć, ale Mrużka
mu nie pozwala.
- Bardzo dobrze, Mrużko – Hermiona uśmiechnęła się. – Mogę wejść? Chciałabym
sprawdzić, co u niego, zobaczyć, jak się ma… Nie jestem wykwalifikowaną
uzdrowicielką, ale mam za sobą trening. Może będę mogła pomóc.
- Jeśli Panienka Granger chce pomóc, Panienka Granger jest mile widziana – odparł
skrzat, otwierając szeroko drzwi. – Pan Snape będzie krzyczeć, zawsze się gniewa, kiedy
mu trzeba pomagać, ale Panna Granger musi to zignorować.
- Ignorowałam przez lata – zapewniła ją dziewczyna, wchodząc do wyglądającego jak
cela klasztorna pokoju. Jej kochająca książki dusza doznała małego, osobistego
objawienia na widok kolekcji, która się tam znajdowała. – Gdzie jest?
- Pan Snape nie opuścił dziś łóżka – odparł nieco zmartwiony skrzat. – Robi to częściej,
niż kiedyś. Je, kiedy Mrużka przynosi jedzenie, ale niewiele. Mrużka myśli… - Jej usta
zadrżały. – Mrużka myśli, że Pan Snape nie chce wyzdrowieć.
Hermiona zacisnęła usta. – Nie chce, tak? – powiedziała raczej ponuro. – Zaprowadź
mnie więc do jego pokoju. I Mrużko… nie ostrzegaj go – Wyszczerzyła nagle zęby. –
Nagłe zirytowanie może wrócić mu nieco życia.
Mrużka przytaknęła. – Jedna dobra rzecz, jak się jest wolnym – przyznała, otwierając
ukryte za regałem drzwi i prowadząc Hermionę w górę wąskich schodów. – Mrużka
może robić to, co dobre dla Pana Snape’a, a nie to, co on każe.
Stosując się do jej prośby, Mrużka nie ostrzegła Snape’a - po prostu otworzyła drzwi
sypialni, weszła do środka i wzdychając zaczęła zbierać książki z podłogi. Przynajmniej
jedna wyglądała tak, jakby nią rzucono. Niezbyt dobry znak… jeżeli był zdolny, by
ryzykować uszkodzenie książki…
W końcu Hermiona wkroczyła do środka i przyjrzała się dobrze Snape’owi, a jedynie
dzięki temu, iż wojna uodporniła ją przed wzdraganiem się, nie zrobiła tego w tej chwili.
Snape leżał na poduszkach z zamkniętymi oczyma. Blizny na jego twarzy ledwo co
zbladły, odkąd widziała go po raz ostatni. Ta, która przecinała jego lewy, pusty oczodół
wciąż była fioletowa i nadawała mu gniewny wyraz. Zauważyła też, że stracił na wadze,
choć nie miał jej zbyt dużo do tracenia. Chociaż był bardzo wysoki, ona i Luna zdołały
go wynieść z kryjówki Voldemorta. Teraz pewnie udałoby się jej zrobić to samej. Luźna
koszula nocna, którą miał na sobie, nie zakrywała blizn wokół jego szyi, a gdy jej oczy
ześliznęły się niżej, spostrzegła, że rękawy potargały się, ukazując poparzenia tak na
rękach, jak i na okaleczonych dłoniach… Łącznie zostało mu tylko siedem palców. Oba
kciuki wciąż były na swoim miejscu, gdyż Voldemort oszczędzał je na później…
Zbliżyła się do łóżka, a obco brzmiący krok musiał go zbudzić, jeżeli spał, lub
przynajmniej przyciągnąć jego uwagę. Jego jedyne oko otworzyło się, a okaleczona
prawa dłoń próbowała wygrzebać różdżkę z nocnego stolika, gdy patrzył na nią długą
chwilę z niezbadanym wyrazem twarzy. Nagle, znajoma pogarda zagościła na jego
ustach i odwrócił lekko głowę, nie patrząc na nią. – Wyjdź.
- Po tym, jak spędziłam tydzień szukając cię? Nie wydaje mi się. – Hermiona podeszła do
jego łóżka, zmuszając się do chłodnej obojętności, gdy na niego patrzyła. – Wyglądasz,
jak gówno – rzekła bez ogródek.
Zamrugał i odwrócił się, patrząc na nią z zaskoczeniem. Nigdy nie słyszał, jak
przeklinała… właściwie to niewiele osób słyszało. – Czarujące. Spędziłaś cały tydzień na
wymyślaniu tego żałosnego komentarza? Jeśli tak, wypadło to poniżej twojego zwykłego,
nadgorliwego przygotowania.
- Nie, to tylko improwizowana obelga. Mogę spędzić więcej czasu nad następną, jeśli
sobie życzysz. – Hermiona wyciągnęła różdżkę. – A teraz nie ruszaj się.
- Z całą pewnością nie zamierzam! – Usiadł, chwiejąc się lekko. – Panno Granger,
zabierz siebie, swoją różdżkę i bezczelną ciekawość i wynoś się z mojego domu w tej
chwili!
- Nie – Uśmiechnęła się do niego słodko. – I co mi pan zrobi, profesorze? Da szlaban?
Zabierze mi punkty? To już na mnie nie działa.
Jego źrenica zwęziła się. – Czego chcesz?
- Pewności, iż moje namiętne usprawiedliwienia pańskiej osoby przed Wizengamotem
nie poszły na marne – krzyknęła żywo. – Musiałam szybko mówić, by wyciągnąć cię z
Azkabanu, Severusie Snape, i nie mam zamiaru dopuścić, byś poszedł na zmarnowanie.
Wpatrzył się w nią intensywnie. – A więc powinienem ci podziękować za moje…
uwolnienie – warknął. – Wynoś się, panno Granger. Nie potrzebuję twojego wtrącania
się, ani twojej pomocy, ani litości.
- Pierwszemu nie może pan zapobiec – zaczęła spokojnie, patrząc mu w oko. – Drugie
otrzyma pan, czy tego chce, czy nie. Trzeciego zaś nigdy nie oferowałam i nie mam
zamiaru oferować teraz. – Uklękła przy jego łóżku, dając mu przewagę wysokości i
machnęła różdżką, myśląc o prostym zaklęciu diagnozującym. – Moją wdzięczność,
owszem, lecz nigdy litość.
Syknął, rozgniewany, lecz miała rację. Był zbyt słaby, by odparować jej zaklęcie, a
różdżka, którą ściskał w dłoni, była bezużyteczna. Był wyczerpany w takim stopniu, że
niemal bezsilny, a fakt ten ją zszokował. Nigdy specjalnie go nie lubiła, lecz zawsze
wydawał się taki potężny i silny; widząc go jako – cóż, śmiertelnika – było szokiem.
Usiadła na piętach, patrząc ponownie na jego twarz. Naprawdę patrząc, tak, jak nie
patrzyła w szkole. Ból i niedola wyryły głębokie linie w jego twarzy, linie, które
pogłębiły się przez ostatnie kilka miesięcy, lecz które były tam cały czas. Nadal miał
ziemistą cerę, oznaka ciągłego stresu, a także niedożywienia. W skrócie, wyglądał,
jakby… był człowiekiem koło czterdziestki, który mógłby umrzeć za dziesięć lat,
wyczerpany i wyniszczony przez lata wysiłku, by w końcu upaść przez ostatni podmuch,
zbyt słaby, by się obronić.
- Mrużko? – zawołała cicho. – Czy jest tu druga sypialnia?
- Tak – odparł skrzat, a Snape posłał im obu jadowite spojrzenie. – A co, Panno Granger?
- Przygotuj ją, proszę. Zatrzymam się tu chwilę – rzekła dziewczyna dziwnie spokojnym
głosem. Nie czuła spokoju. Nie wiedziała, co czuje. Zakłopotanie, złość, poczucie winy,
nieszczęście, zdeterminowanie… wszystko to było częścią burzliwej całości.
- Nie zostaniesz tu – syknął Snape.
- Zostanę.
Prychnął. – Robisz z siebie szczególnie nieprzekonującego i niepowabnego anioła stróża,
panno Granger – warknął. – Sugeruję, byś dała sobie z tym spokój, zanim jeszcze
bardziej się wygłupisz.
Hermiona wstała. – Nie – powiedziała cicho. – Naprawdę nie obchodzi mnie, co pan
sobie o mnie myśli, profesorze. Ale jesteśmy panu coś winni. Jeżeli nikt inny nie spłaci
długu, ja to zrobię.
Coś w jej tonie uciszyło go, czarne oko przyglądało jej się z tym nieodczytanym
wyrazem. Przytaknęła i odwróciła się, opuszczając pokój bez słowa.
Cisza nie trwała długo.
Przez kilka następnych dni Hermiona została poddana pełnej sile i gwałtowności furii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]