download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Adolf Dygasi�skiWilk, psy i ludzieIWitajcie mi, witajcie nadnarwia�skie lasy! Wasza wo� i �wie�o�� zdaje si�jeszcze pie�ci�i upaja� mi� dzisiaj, cho� ju� dwadzie�cia lat temu, jak was po�egna�em. Obrazboru, jakwszed� w dusz�, tak w niej pozosta� ze wszystkimi szczeg�ami. I oto widz� przedsob�reprezentantk� naszej szpilkowej ro�linno�ci, sosn�. U do�u nie ma ona ga��zi,jestwysokopienna, czerwonawa, leni si� cieniutkimi warstewkami, jakby pieni��kami,rozrzucasw� kor� doko�a. Wy�ej pokryta jest s�kami i s�czkami; w g�rze nosi koron� jakjele�,rosochat�, rzadk� w konary, pomi�dzy kt�rymi wysoko czernieje gniazdo wronie,jastrz�bielub krucze. Przysiada j� niekiedy zielona jemio�a, co ku do�owi opuszcza ko�pakswych li�ci,tak �ywo po�yskuj�cych, bo na cudzej wypasionych sk�rze. Przy ziemi stercz�korzeniska,le�y mn�stwo szyszek oraz igie�, tych materia��w budowlanych dla mr�wek. Z tychowad�wjedne oto d�wigaj� tak� ig��, rozpar�szy si� ca�ymi si�ami jak dwa mocne ch�opy;inneodbywaj� staranne poszukiwania w szyszkach, zalaz�szy w ka�dy ich zak�tek - ainne jeszczewybra�y si� w uci��liw� podr�, het ku wierzcho�kowi drzewa. Ali� przylecia�pi�kny, pstrydzi�cio�, lekko przysiad� na drzewie, okiem bystro obj�� pozycj� i zacz�� tuswojegospodarstwo. Strach wielki w�r�d pracowitego narodu mr�wek. Ka�de stworzenieznaswoich nieprzyjaci�, umie ich dopatrze�, dos�ysze�, zwietrzy�. Wi�c te, kt�reby�y bliskopodstawy sosny, czym pr�dzej na ziemi� schodz�, niekt�re chroni� si� na szczytdrzewa i najego ga��zie, a inne chc� oszuka� nieprzyjaciela i chowaj� si� w kryj�wkach podkor�.Daremnie! Dzi�cio� nale�y do drapie�nik�w, jawnie napadaj�cych na sw� zdobycz.Krzykn��g�o�no - raz - drugi raz... potem dziobem stuka jak m�otem, wali w kor�. Strachwielki padana ukryte owady, ten huk og�usza je strasznie i prawie �e pozbawia przytomno�ciumys�u;wy�a�� na wierzch, przera�one, zaczynaj� zmyka�, ale c� im to pomo�e wobecdzi�cio�a?Wiewi�rka, przestraszona zgie�kiem, wyskoczy�a tak�e jak bomba z dziupli swojej;podskakuje niby pi�ka rzucona lub sunie w g�r� zr�czniej od dzi�cio�a; zadar�asw�j ogonek,zasiad�a na dw�ch �apkach i ciekawym okiem przygl�da si� dzi�cio�owej pracy.Przy jednym drzewie tyle istot �ywych, cho� wszystkich policzy� nie zdo�amyprzecie�. I�my, i paj�czki, i chrz�szczyki �wiat tu sobie za�o�y�y. By�o im dobrze,bezpiecznie,przyjemnie w�r�d �ywicznej woni, a� po chwil�, kiedy nieprzyjaciel wytropi�schronienie,zniszczy� rodzinne gniazda i rozrzuci� je, a za�o�ycieli rodzin pozabija�,porozp�dza� nacztery wiatry. Nie w prostym kierunku, ale dooko�a jak �ruba mknie dzi�cio� wg�r�, nurtujewsz�dzie pa�stwo owad�w. Taki z�y, cho� taki pi�kny: szaty jego ja�niej� iszkar�atem, ijedwabistym po�yskiem. Podchodzi ku szczytowi; wiewi�rka parskn�a i dzi�cio�odlecia� doinnej sosny; on tak�e boi si� kogo�, wida�.W g�stwinie �wierku, po jego szarej korze, mi�dzy powyginanymi ga��zkami uwijasi�ca�e stado popielatych i modrych sikorek, tych kolibr�w naszych krajowych;piszcz� iszczebioc� sobie z cicha, jakby wiod�y poufn� jak�� dysput�, a przy tym prowadz�zawzi�te�owy na komary poszukuj�ce cienia, na �wi�toja�skie robaczki, spr�yki itp.Stary �wierkstoi, niby na kopcu, na stosie swych opad�ych i uwi�d�ych szpilek; niedalekowyros�o kilkusyn�w jego, kt�rzy podobni s� do ma�ych gotyckich wie�yczek, otaczaj�cych wielk�wysmuk�� wie�� w tym�e stylu.A dalej czerni si� g�szcz m�odego drzewstwa, kt�re przys�oni�o ziemi� swoimparasolem,tak i� si� tu nie przedr� promienie s�oneczne i przeto na ziemi gdzieniegdzietylko k�pkawysokiej trawy porasta. Zim� przez g�szcz ten przechodzi g��wny trakt zwierzyny.T�dysunie zaj�c, a za nim trop w trop lis �ciga; tutaj wilki zbieraj� si� na wiece;tu odynieczak�ada legowisko, spodziewaj�c si� wytchnienia przed ludzk� napa�ci�, i zwinnakunaprzemyka si� t�dy, i sarna goni pierzchliwa. Histori� nocy mo�e ka�dy odczytywa�wzimowy ranek ze �lad�w, kt�re mieszka�cy lasu zostawili po sobie na �niegu.Idziesz dalej, a po drodze furknie ci przed nogami z krzykiem drozd albo si�zerwiewrzaskliwa s�jka. Wobec wsp�lnego wroga wszystkie �ywe istoty lasu mimowolniewchodz� w zwi�zek solidarny. Gdy s�jka wrza�nie, wtedy ma si� ju� na baczno�ci izaj�czaspany pod krzakiem, i wiewi�rka na ga��zi, i motyl si� z kwiatka porywa.Ko�czy si� g�stwina szpilkowej m�odzi; wida� por�b�. Z por�by mo�na si� ju�niebudobrze przypatrzy�. S�o�ce �wieci tu i przygrzewa. Na s�o�ce wychodz� z lasuw�e ijaszczurki, aby si� w por�bie wylegiwa�, o po�udniu za� gromadzi si� wszelkiowad le�ny,wzdychaj�cy do jasnych promieni �wiat�a. Brz�cz� tu rozmaite muszki; wa�ki iszklarzebujaj� w powietrzu; motyle przelatuj� to g�rnym, to dolnym szlakiem - bia�e,szare,niebieskie, ��te, du�e i ma�e. I bezskrzyd�e mr�wki, i zielone paj�ki, i czarneszczypawki,siedmiokropki albo biedronki krz�taj� si� ra�no. Koniki polne hasaj�, skacz�;�wierszczprzygrywa do ta�ca, do zabawy powszechnej. Pod wp�ywem promieni s�onecznychzrodzi�asi� chyba energia i uczucie szcz�cia organizm�w. Wi�c nie dziw, i� w dzie�bia�y, ciep�y -panuje ruch tak powszechny. Wszystko si� kszta�ci, doskonali, wzrasta, ka�destworzenieu�ywa �ycia, jak umie.Nie ma kwiatka, w kt�rym by jaki� owad nie pracowa�; g�sta trawa wstrz�sa si� odruchudrobnych stworze�, kt�re chy�kiem i milczkiem pe�zaj� po samej ziemi. Osy,szerszenie,trzmiele brz�cz�. Czasem jak kula wypada z g�szczu drobna, szara ptaszyna,pogoni zamotylem, schwyci go i znika. Niech si� tu poka�e cz�owiek, ko�, sarna, w og�lewi�kszejakie� stworzenie, a w mgnieniu oka opadn� je krwi chciwe gzy z wielkimi oczyma,wpijaj�si� w cia�o i raczej �mier� przenios� nad porzucenie swej ofiary.Nastrojona wyobra�nia ludzka nie zawsze w duchu prawdy pojmuje przyrod�. Bawicz�owieka ten ruch istot �ywych; ale czy� si� my�li zawsze, �e nie wszystko tujestszcz�ciem i weselem. Przede wszystkim te stworzenia bardzo ci�ko pracuj�,walcz� jedne zdrugimi. Nie ka�dy g�os jest tu g�osem szcz�cia. Jest tak�e du�o i cierpie�,b�lu. Milionyjestestw pada w krwawych zapasach o kawa�ek chleba, o uczucia swoje, o prawa:jedne gin�,aby �y�y drugie. Ka�dy si� bowiem broni, ka�dy walczy, ale nie ka�dy zwyci�a.�ycieziemskie oraz ziemia sama, aby si� zap�odni�, potrzebuj� trup�w, aby �ycierozwija� dalej.Wi�c gdy jedni �wi�c� pogrzeby i �a�ob�, drudzy ich kosztem wyprawiaj� wesela iuczty. Wwalce o istnienie znajdujemy tak dobrze trupy mr�wek, �wierszcz�w, motyli, jakzw�okiludzi i r�nych ssak�w. Bo nic si� nie organizuje bez dezorganizacji. Wsz�dziejest wojna,wsz�dzie bohaterowie - tryumfatorzy i bohaterzy - m�czennicy. Paj�k usnu�pi�kn�,symetryczn� i jakby z jedwabiu siatk�, na kt�r� poeta patrza�by ze zgroz�, gdybysi� w niej�owili ludzie zamiast much i komar�w. A jednak, �ci�le m�wi�c, i te stworzenias� naszymibli�nimi, podobnie jak same paj�ki.W�r�d li�ciastych drzew i krzew�w zn�w inny rodzaj �ycia panuje. Rumieni si�kalina;dr�� srebrne li�cie osiki; bia�o po�yska brzoza; szumi g�r� d�b stary, wi�zy igrabina; je�ynado�em si� s�ania, bujnym swym li�ciem przykrywa grzyby; roz�o�yste paprocie,g�sto usianebor�wki, poziomki, szczawie zaj�cze, k�py przylaszczek rosn� na przemian zsasankami,konwali�, pierwiosnkami i jaskrami. W leszczynie cieniuchnym g�osikiem �piewa a�piewapokrzewka i zielona �abka wt�ruje jej niby grzechotk�; a na s�ku d�bu zi�ba nucikr�tk�, leczpowabn� piosenk�, a ponad ni� weso�o pogwizduje wilga, przerzucaj�c si� z ga��zina ga���jak k��bek szczeroz�otych nici. T�sknym, urywanym g�osem gil w oddaleniupo�wistuje, at�skniej jeszcze od niego jakie� piskl� nawo�uje z gniazda ku sobie zab��kan�k�dy� matk�.W�r�d g�szczu li�ci s�ycha� w g�rze gruchanie go��bi, a ponad tym wszystkim odczasu doczasu zakraka kruk w przelocie.Nowe znowu obrazy �ycia roztaczaj� si� oko�o le�nych strumieni, �r�de�, moczar�wibieli. Strumie� rwie si� przez mchy, zaro�la, korzenie drzew; ale tyle spotykaon przeszk�d,�e wreszcie traci niejako sw� si��, gubi swoje �o�ysko, sp�ywa po wierzchu,rozlewa si�woko�o, wsi�ka w ziemi�, tworzy bagno. Wody przybywa nieustannie, powstajejeziorzysko.Rosn� doko�a sitowia, rokiciny, wikle, tataraki; olszyna si� rozpuszcza,korzeniami grz�skigrunt trzyma; do niej tul� si� sztywne trawy, skrzypy, a gdzieniegdzie wykwitastorczyk lubbukiet kaczy�ca; w�r�d w�d wznosz� si� tu i �wdzie jak wysepki, zielone k�pki,pokrytetraw� bujn�, rdestem wodnym i niezapominajkami. Ale sam �rodek jeziorzyska albobieli -trudny do przejrzenia. Wody zebra�o si� tu du�o, a �adne jej brzegi nie hamuj�;p�yn�� niemo�e ju� dalej, bo oto wzg�rze na drodze spotka�a, wi�c cofa si� nazad i rozlewanawszystkie strony. Lecz nim zala�a okoliczne miejscowo�ci, zebra�a si� g��wnie wjednejkotlinie. Jest to wi�c biel. Niegdy� ros�y tutaj drzewa, ale pogni�y, tylkonagie czarne palestercz� po nich nad wod�, po powierzchni kt�rej p�ywa rz�sa, p�ywaj� tak�eszerokie li�ciegrzybienia, a wielkie, bia�e oraz ��te kwiaty tej ro�liny unosz� si� nad wod�,podobne dostaro�ytnych roztruchan�w. Wysmuk�a trzcina to ro�nie k�pami w�r�d w�d, tobrzegiemg�sto porasta, woda j� wzrusza, wiatr ni� ko�ysze i st�d dziwne szumy, skrzyporaz gwizdprzerywaj� cisz� tego ustronia. Czasem kurka wodna wyp�ynie, �yska skrajami si�przemyka,cyranka z potomstwem �eruje, zapadaj� wielkie kaczki krzy��wki i w�r�d trzcinoraztatarak�w rozpoczynaj� pilne poszukiwania. W noc ksi�ycow� s�ycha� tutaj ci�g�epluski;biel nakrywa si� mg�� g�st�, jakby przys�oni� chcia�a swoje tajemnice. Latem o�wicie ruch i�ycie zaczyna si� po bielach. Kto si� przybl... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl