download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
ALEKSANDER PUSZKIN
DUBROWSKI
WYDAWNICTWO TOWER PRESS
GDAŃSK 2002
2
TOM PIERWSZY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kilka lat temu mieszkał w jednej ze swych posiadłości staroświecki rosyjski szlachcic
Kiryła Pietrowicz Trojekurow. Bogactwo, znaczny ród i stosunki jednały mu duże znaczenie
w guberni, w której leżał jego majątek. Sąsiedzi radzi byli zawsze dogadzać wszelkim jego
zachciankom, urzędnicy guberni drżeli na sam dźwięk jego imienia. Kiryła Pietrowicz
przyjmował oznaki służalczości jak należną sobie daninę; dom jego zawsze był pełen gości,
gotowych rozweselać jego pańską bezczynność w głośnych, a niekiedy nawet rozhukanych
zabawach.
Nikt nie ważył się odmówić jego zaproszeniu, nikt nie zaniedbał w oznaczone dni zjawić
się z należnym uszanowaniem we wsi Pokrowskoje. W życiu codziennym Kiryła Pietrowicz
zdradzał wszystkie przywary człowieka nieokrzesanego. Zepsuty przez otoczenie, przywykł
do folgowania wszystkim popędom zbyt porywczego charakteru i wszystkim zachciankom
dość ograniczonego umysłu. Pomimo niezwykłej wytrzymałości fizycznej, cierpiał z powodu
obżarstwa i co wieczór bywał podchmielony. W jednej z oficyn jego domu mieszkało
szesnaście pokojówek, które zajmowały się właściwymi ich płci robotami ręcznymi. Okna
oficyny były przysłonięte drewnianą kratą, drzwi zamykane na kłódkę, od której klucz
przechowywał Kiryła Pietrowicz. Młode pustelnice w określonych godzinach wychodziły do
ogrodu i przechadzały się pod nadzorem dwóch staruszek. Od czasu do czasu Kiryła
Pietrowicz wydawał kilka z nich za mąż, a na ich miejsce przychodziły nowe.
Chłopów i służbę dworską traktował surowo i samowolnie; pomimo to byli mu oddani,
chełpili się bogactwem i sławą swego pana i z kolei nadużywali swych praw w stosunku do
sąsiadów, licząc na jego możną opiekę.
3
Stałe zajęcia Trojekurowa polegały na wyjazdach do obszernych włości, na długotrwałych
ucztach i na zbytkach, które co dzień obmyślał i ofiarą których padał zazwyczaj jakiś nowy
znajomy, choć nawet, starzy przyjaciele nie zawsze zdołali ich uniknąć z wyjątkiem jednego
tylko Andrzeja Gawryłowicza Dubrowskiego. Ów Dubrowski, dymisjonowany porucznik
gwardii, najbliższy sąsiad Trojekurowa, władał siedemdziesięcioma pańszczyźnianymi
chłopami. Trojekurow, wyniosły wobec ludzi najwyższego nawet stanu, szanował
Dubrowskiego pomimo jego skromnego majątku. Kolegowali niegdyś ze sobą w wojsku i
Trojekurow znał z doświadczenia niecierpliwość i stanowczość jego charakteru. Sławny rok
1762 rozłączył ich na długo. Trojekurow, krewny księżnej Daszkowej, zrobił karierę.
Dubrowski, zrujnowany, musiał podać się do dymisji i osiedlić się w ostatniej swojej wiosce.
Kiedy Kiryła Pietrowicz dowiedział się o tym, ofiarował mu protekcję, lecz Dubrowski
podziękował i pozostał ubogim, ale niezależnym. Po kilku latach Trojekurow, już jako
generał en chef w stanie spoczynku, powrócił do swego majątku; dawni przyjaciele odnaleźli
się z wielką radością. Od tego czasu spotykali się co dzień i Kiryła Pietrowicz, który od
urodzenia nie zaszczycił nikogo odwiedzinami, zajeżdżał bez ceremonii do domku swego
starego towarzysza. Jako rówieśnicy, pochodzący z tego samego stanu, jednakowo
wychowani, byli poniekąd do siebie podobni, zarówno z charakteru, jak i ze skłonności. Pod
pewnym względem nawet koleje ich losu były podobne: obaj ożenili się z miłości, obaj
szybko owdowieli, obaj mieli po jednym dziecku – syn Dubrowskiego wychowywał się w
Petersburgu, córka
Kiriły Pietrowicza rosła przy boku ojca i Kiryła Pietrowicz często mawiał:
– Słuchaj, bracie Andrzeju Gawryłowiczu, jeżeli Wołodka wyrośnie na dorzecznego
chłopaka, to wydam za niego Maszę, chociaż jest goły jak kołek. – Andrzej Gawryłowicz
kręcił głową i odpowiadał zazwyczaj tak: – Nie, Kiryło Pietrowiczu, mój Wołodka to nie
narzeczony dla Marii Kiryłowny. Ubogi szlachcic jak Wołodka powinien ożenić się z biedną
szlachcianeczką i raczej być panem u siebie w domu, niż stać się rządcą u rozpieszczonej
żonki. Wszyscy z zazdrością patrzyli na zgodę, jaka panowała między dumnym
Trojekurowem a jego ubogim sąsiadem i podziwiali odwagę Dubrowskiego, który za stołem u
Kiryły Pietrowicza wprost wypowiadał swoje zdanie, nie troszcząc się o to, czy było ono
sprzeczne ze zdaniem gospodarza. Byli tacy, którzy usiłowali go naśladować i przekroczyć
granice należnej uległości, ale Kiryła Pietrowicz tak ich zastraszył, że na zawsze odebrał im
ochotę do podobnych prób i jedynie Dubrowski pozostał poza ogólnym prawem. Przypadek
wszystko zepsuł i odmienił.
Pewnego razu na początku jesieni Kiryła Pietrowicz wybierał się na polowanie. Już
poprzedniego dnia psiarzom i strzemiennym wydano rozkaz, aby byli gotowi na piątą rano.
4
Namiot i kuchnię wyprawiono już tam, gdzie Kiryła Pietrowicz miał zamiar jeść obiad.
Gospodarz poprowadził gości do psiarni, gdzie przeszło pięćset chartów i wyżłów żyło w
cieple i dostatku, wychwalając swym psim językiem szczodrobliwość Kiryły Pietrowicza.
Znajdował się tam również szpital dla chorych psów i przytułek, nadzorowany przez
nadwornego lekarza Timoszkę, a także specjalne miejsce, gdzie szlachetne suki oszczeniały
się i karmiły swoje szczenięta. Kiryła Pietrowicz dumny był z tej wspaniałej instytucji i nigdy
nie zaniedbywał okazji, by pochwalić się nią przed gośćmi, z których każdy oglądał ją już
przynajmniej po raz dwudziesty. Kiryła Pietrowicz przechadzał się po psiarni w otoczeniu
gości; asystowali mu Timoszka i naczelni psiarze; od czasu do czasu zatrzymywał się przed
jakąś budą, to wypytując się o zdrowie chorych, to czyniąc mniej lub bardziej surowe i
sprawiedliwe uwagi, to znów przywołując do siebie znajome psy i dobrotliwie do nich
przemawiając. Goście uważali za swój obowiązek zachwycać się psiarnią Kiryły Pietrowicza
– jeden tylko Dubrowski milczał ponuro. Dubrowski był zapalonym myśliwym. Majątek jego
pozwalał mu jedynie na utrzymywanie dwóch wyżłów i jednej sfory chartów, toteż nie mógł
powstrzymać się od pewnej zazdrości na widok tej wspaniałej psiarni.
– Czemuś taki zasępiony, bracie? – zapytał go Kiryła Pietrowicz – czy nie podoba ci się
moja psiarnia?
– Nie – odpowiedział surowo – psiarnia jest cudowna, wątpię, czy twoi ludzie mają takie
życie jak twoje psy.
Jeden z psiarzy obraził się.
– My się na nasze życie – powiedział, dzięki Bogu i naszemu panu nie skarżymy, a co
prawda, to prawda, że niejeden goły szlachcic chętnie by zamienił swoją wioskę na pierwszą
lepszą budę w tej psiarni. Miałby tu cieplej i lepiej by się tu najadł.
Kiryła Pietrowicz roześmiał się głośno, słysząc zuchwałe odezwanie się swojego
poddanego, a goście zaśmieli się w ślad za nim, pomimo że czuli, iż żart psiarza można było
zastosować również do nich. Dubrowski zbladł i nie powiedział ani słowa.
W tej samej chwili Kiryle Pietrowiczowi przyniesiono w koszyku nowonarodzone
szczenięta. Zajął się nimi, wybrał dwa, a resztę kazał utopić. Tymczasem Andrzej
Gawryłowicz znikł w taki sposób, że nikt tego nie zauważył. Wróciwszy z gośćmi z psiarni,
Kiryła Pietrowicz siadł do kolacji i dopiero wtedy spostrzegł, że nie ma Dubrowskiego.
Zaczął o niego pytać. Służba odpowiedziała, że Andrzej Gawryłowicz odjechał do domu.
Trojekurow kazał go natychmiast dopędzić i koniecznie zawrócić z drogi. Stary szlachcic
nigdy dotychczas nie wyjeżdżał na polowanie bez Dubrowskiego, który był doświadczonym i
subtelnym znawcą psich zalet, a także niezawodnym sędzią we wszelakich myśliwskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl