[ Pobierz całość w formacie PDF ]
męŜowi, społeczeństwu i religii
Mój pan i władca^
Tehmina Durrani
przy współpracy
Williama i Marylin
Hoffer
przekład
Lidia Simbierowicz
AMBER
Warszawa 1995
Tytuł oryginału MY FEUDAL LORD
Projekt graficzny okładki MACIEJ SADOWSKI
Ilustracja na okładce PHILIP HABIB
Redakcja merytoryczna WANDA MAJEWSKA
Korekta ALDONA HOP
Copyright © FKOT 1994
For the Polish edition
Copyright ©1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-786-1
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1995. Wydanie I
Druk: Drukarnia Wydawnictw Naukowych w Łodzi
Od autora
Feudalny pan to w powszechnym wyobraŜeniu L egzotyczny, wysoki i przystojny męŜczyzna
w o ciemnej karnacji, roziskrzonym spojrzeniu i ognistym temperamencie. Jego wizerunek
śmiałka bohatersko odpierającego ataki najzacieklejszych wrogów, umykającego o zachodzie
słońca na swym rączym rumaku, rozbudza młodzieńczą wyobraźnię. Przedstawia się go
zwykle jako namiętnego i trochę nieokrzesanego samca, archetyp męskiego szowinisty, który
zmusza kobietę, by mimo złego traktowania kochała go.
WyobraŜenia jednak są dalekie od rzeczywistości i jeśli mój kraj, Pakistan, ma się rozwijać,
musi sobie to uświadomić.
Decydując się na napisanie tej ksiąŜki, miałam świadomość ryzyka, na jakie się naraŜam,
ujawniając szczegóły mojego prywatnego Ŝycia w zdominowanym przez męŜczyznę
społeczeństwie muzułmańskim, jednak dla dobra mojego ludu musiałam zapomnieć o
względach osobistych. Feudalny system wartości jest bardzo chory, lecz chorobę tę, zanim
zacznie się ją leczyć, naleŜy najpierw rozpoznać.
Podziękowania
W zrealizowaniu tego prawie niemoŜliwego do wykonania zadania, jakim było napisanie tej
ksiąŜki, pomogły mi cztery niezwykłe osoby. Rozumiały one ryzyko, jakie pociąga za sobą
otwarte poruszanie tematów zakazanych w zamkniętych społecznościach, a jednak odwaŜnie
trwały przy mnie do końca. Pewien nadzwyczajny męŜczyzna oraz dwie kobiety pomogli mi
przejść jeszcze raz przez koszmar przeszłości. Czwarta osoba przepisała, z zachowaniem
najwyŜszej ostroŜności, rękopis. Nie odwaŜę się wymienić ich z nazwiska, ale czuję się im
wszystkim głęboko zobowiązana.
Szczególne podziękowania składam Bernardowi Fixotowi i Antoinowi Audouardowi za to, Ŝe
przedstawili moją historię światu.
Jeanowi Souzie dziękuję za opracowanie mapy.
DedyĄacja
Dedykuję tę ksiąŜkę: — Narodowi pakistańskiemu, który wielokrotnie zawierzał swoim
przywódcom i wspierał ich, otrzymując w zamian głód, prześladowanie i uciemięŜenie.
Chcę, Ŝeby mój lud poznał ukrywającą się pod frazesami prawdę i potrafił wniknąć w jej
głąb;
— pięciu innym Ŝonom Mustafy Khara, które w milczeniu znosiły ból i poniŜenie
przyglądając się jego bezkarności. Ja, jego szósta Ŝona, domagam się, aby poniósł za to
odpowiedzialność;
— samemu Mustafie Kharowi. Pragnę, by ta ksiąŜka posłuŜyła mu za zwierciadło, w którym
ujrzy siebie jako człowieka, męŜa, ojca, przywódcę oraz przyjaciela;
— moim ukochanym dzieciom, które w związku z ujawnieniem tajemnic rodziny
zostaną w naszej zamkniętej społeczności wystawione na cięŜką próbę. Wierzę, Ŝe ta ksiąŜka
pomoŜe im zebrać w sobie na tyle siły i odwagi, by nie pozostał w nich uraz. Chcę, by
odrzucali, co niewłaściwe, i popierali to, co jest słuszne. Mam nadzieję i modlę się o to, by w
swoim postępowaniu opierali się na prawdziwych
zasadach islamu, a nie na wypaczonej i dostosowanej do własnych egoistycznych potrzeb ich
interpretacji. Niech miłość i szacunek do ojczystego kraju spowodują, aby odrzucali
kompromisy. Niech moi synowie nigdy nie krzywdzą słabszych; niech moje córki wiedzą, jak
walczyć z krzywdą;
— mojej babce. Nikt lepiej niŜ ona nie rozumiał mojej tragedii. Niech jej dusza, gdziekolwiek
teraz się znajduje, dowie się, Ŝe przetrwałam.
Część pierwsza
Im
Rozdział pierwszy
Moje bladozielone szyfonowe sari delikatnie szeleściło przy kaŜdym ruchu. Długie
kasztanowe włosy splotłam w warkocz, który spływał mi do kolan. Na szyi miałam kolię z
brylantów i takie same kolczyki w uszach. Sprawdziłam, jak wyglądam w wielkim lustrze do
ziemi i mój widok sprawił mi przyjemność. Miałam dwadzieścia jeden lat.
Było to wiosną 1974 roku; przebywaliśmy w Lahore, drugim co do wielkości mieście
Pakistanu. W głównej sali Klubu PendŜabskiego odbywało się przyjęcie. Zaproszona tu
została przez konsula honorowego Hiszpanii elita Lahore, by uczcić hiszpańskie święto
narodowe. Mój wuj poprosił mnie i mojego męŜa Aneesa, Ŝebyśmy mu towarzyszyli. Byliśmy
w Lahore dopiero od tygodnia i po raz pierwszy mieliśmy okazję spotkać się ze śmietanką
towarzyską tego miasta. Anees czuł się zaszczycony zaproszeniem; świeŜo zasilił kadrę
kierowniczą w Państwowym Przedsiębiorstwie Przewozowym i czuł, Ŝe powinien tych ludzi
poznać. Co do mnie, czyŜ mogłam w jakiś sposób przeczuć, Ŝe spotkam tu kogoś, kto zmieni
całe moje Ŝycie?
Anees chodził po sali nawiązując kontakty, a ja zostałam w obcym otoczeniu sama. W
atmosferze przestronnych korytarzy i zacienionych patio wy-
13
czuwało się wpływ brytyjskiego panowania, które zakończyło się przed dwudziestu siedmiu
laty uzyskaniem przez Indie Brytyjskie niepodległości oraz ich rozpadem na dwa oddzielne
państwa. Tu był Pakistan, mój kraj, a tuŜ za Lahore znajdowała się granica, za którą
rozciągają się Indie, nasz potęŜny sąsiad. Obydwa te kraje, mające w duŜym stopniu wspólne
dziedzictwo kulturalne i język, połączone rodzinnymi więzami, dzieli tragiczna, a czasami
nawet krwawa historia miłości i wzajemnych nienawiści. Usiadłam i wzięłam od nosiciela,
jak tu się nazywa kelnera, szklankę. Są tak wyszkoleni, Ŝe zjawiają się na kaŜde skinienie
członków Klubu PendŜabskiego, którymi niegdyś byli Brytyjczycy, a obecnie są krajowcy. W
długich, białych, zapinanych od góry do dołu płaszczach, luźnych spodniach i sztywno
wykroch-malonych, sterczących jak pawi ogon turbanach wyglądają jak postacie z bajki.
Rozejrzałam się dokoła i wymieniłam uśmiech z sąsiadką. Zagadnęła mnie i z zadowoleniem
stwierdziłam, Ŝe będę miała na ten wieczór towarzyszkę. Nazywała się doktor Shahida Amjad
i była lekarką. Orientowała się dobrze, kto jest kim. Powiedziałam jej, Ŝe w Lahore jestem od
niedawna i Ŝe czuję się tu dość zagubiona. Shahida jako osoba dobrze wychowana nie
pokazywała na nikogo palcem, lecz, wskazując róŜne osoby w tłumie wzrokiem, zaczęła
przedstawiać mi przyciszonym głosem ich krótkie biografie.
Lahore z dumą^ zwie się kulturalną stolicą Pakistanu i jego ośrodkiem religijnym. Jeszcze
dwadzieścia lat temu miasto zasługiwało na tę opinię. W znajdującej się w jego sercu, liczącej
sobie kilkaset lat i otoczonej murami starej części miasta z jego bogatymi bazarami i
okazałymi, choć walącymi się rezydencjami, szerokimi, wysadzanymi drzewami kanałami i
cienistymi alejami, nie było jeszcze takiego natęŜenia ruchu ulicznego. ZałoŜonych przed
wiekami przez mogolskich władców ogrodów, później zamienionych w parki, nie zalewał
jeszcze wtedy o kaŜdej porze dnia
14
tłum zwiedzających. WzdłuŜ głównej alei miasta o nazwie Mali wznoszą się majestatycznie
budowle pochodzące z okresu kolonialnego: Dom Gubernatora, College Aitchisona, gmach
Sądu NajwyŜszego i Klub PendŜabski. To w tym właśnie budynku zebrała się tego wieczoru
elita Lahore. Panowie mieli na sobie zachodnie garnitury lub tradycyjne achkany, czarne albo
białe, rozpinane na całej długości, i uszyte z jedwabiu lub najcieńszych wełen płaszcze.
Popijali whisky z wodą sodową i dŜin z tonikiem, trunki uwaŜane obecnie za grzeszne oznaki
zachodniego zepsucia. Panie, ubrane w eleganckie sari, stały grupkami i gawędziły. KaŜde
sari upięte było z sześciometrowej długości kawałka kolorowego jedwabiu lub szyfonu,
często wyszywanego złotą nitką. Dzisiaj ten strój uwaŜany jest za zbyt „indyjski" i noszony
jest raczej rzadko.
W czasie gdy Shahida mówiła, mój wzrok spoczął na wysokim, przystojnym męŜczyźnie o
ciemnej karnacji, ubranym w czarny garnitur. Biel jego wykroch-malonej koszuli podkreślała
jeszcze burgundzka czerwień krawata oraz chusteczki w butonierce. Instynktownie wyczułam
w nim bawidamka, było w nim jednak coś pociągającego. Otaczała go grupka zasłuchanych
kobiet, ale szmer rozmów, brzęk lodu w szklankach i przyciszony śmiech uniemoŜliwiał mi
słuchanie tego, co mówił. Zapytałam moją przyjaciółkę, kto to jest.
— On? — zdumiała się Shahida. — Chcesz powiedzieć, Ŝe nie wiesz, kto to jest?
Na mojej twarzy musiało malować sie zaciekawienie, bo szybko wyjaśniła: — To Mustafa
Khar. — Wypowiedziała te dwa słowa jako jedno: Mustafakhar.
Popiół z jego markowego cygara miał za chwilę spaść na kosztowny dywan, ale on nie
wydawał się tym przejmować. Powoli podniósł do ust szklankę ze szkocką whisky, lecz
zamiast się napić, dotknął tylko ustami naczynia. Oczy mu błyszczały jak u szykującej
15
się do ataku kobry, widać było, Ŝe rozkoszuje się swoją zdolnością hipnotyzowania tego
elitarnego damskiego towarzystwa.
Obok nas przemknęła jakaś atrakcyjna młoda kobieta ubrana w pomarańczowe sari z szyfonu.
Dokoła niej takŜe unosiła się aura pewności siebie. Spytałam Shahidę, kim ona jest.
— To Szecherezada — odrzekła moja nowa przyjaciółka. — Sherry. śona Mustafy Khara.
— śona Mustafy Khara jest bardzo piękna — powiedziałam do siebie.
Poprosiłam Shahidę, Ŝeby opowiedziała mi coś więcej o tym człowieku i dowiedziałam się, Ŝe
właśnie zrezygnował ze stanowiska głównego komisarza PendŜabu. To mi wiele mówiło.
PendŜab to największa prowincja kraju, rządzona w mniejszym lub większym stopniu według
widzimisię feudalnych panów, którzy dysponowali ogromnymi ziemskimi dobrami i których
poddani głosowali tak, jak im ich panowie kazali. Prowincja ta ma dla rządu federalnego
ogromne znaczenie polityczne, a zatem i jego główny komisarz jest człowiekiem znaczącym.
Shahida powiedziała, Ŝe ten Mustafa Khar jest tu wyjątkowo popularny, zyskał sobie
przydomek „Lew PendŜabu", a niektórzy nawet uwaŜają, Ŝe jest drugim co do waŜności
politykiem w całym Pakistanie — wyprzedzał go tylko premier Zulfikar Bhutto. Sytuacja
jednak ostatnio się zmieniła i Lew PendŜabu niepokoi swojego nauczyciela Bhutto, poniewaŜ
staje się dla niego widocznym zagroŜeniem. Mustafa Khar jest zwolennikiem rzeczywistych
reform, zmierzających do rozwiązania góry problemów nękających miliony zwykłych,
Ŝyjących w nędzy i pogrąŜonych w analfabetyzmie mieszkańców PendŜabu. W całej historii
ci, którzy stali na czele Pakistanu, musieli zawsze gnębić przywódców gęsto zaludnionego
PendŜabu, w przeciwnym bowiem razie liczba ich zwolenników mogła doprowadzić do
uzyskania przez nich przewagi.
16
Shahida zdawała sobie sprawę, Ŝe rozbudziła moją ciekawość.
— Chodź — zaproponowała — przedstawię cię Sherry. Spodoba ci się.
Z trudem torowałyśmy sobie drogę przez tłum dostojnych gości. Shahida przedstawiła mnie
Sherry i rozmowa w sposób naturalny zeszła na nasze rodziny. Kiedy Sherry dowiedziała się,
Ŝe jestem córką Shaki-rullaha Durraniego, zapytała Ŝartem, czy chcę poznać jej męŜa.
Potaknęłam. Mustafa Khar był prawą ręką Bhutto w czasach, gdy ten posłał mojego ojca do
więzienia. Powiedziałam Sherry, Ŝe do Bhutto mam Ŝal o to, Ŝe tak niesprawiedliwie
potraktował mojego ojca, ale do jej męŜa nie czuję urazy.
Za chwilę znalazłam się w towarzystwie samego Lwa PendŜabu. Ziemia pod moimi stopami
nie zadrŜała. Sherry, przedstawiając mnie, wspomniała o moim ojcu.
— Mam nadzieję, Ŝe rodzice pani mają się dobrze — łaskawie zauwaŜył Mustafa. —
Polityka potrafi być czasem taka niesprawiedliwa. W tym, co się przydarzyło pani ojcu, nie
było nic osobistego. Gdzie są obecnie pani rodzice?
— Czują się dobrze — odrzekłam i opowiedziałam mu, jak ojciec po zwolnieniu z więzienia
i oczyszczeniu się z zarzutów podjął pracę w jednym z banków w Nowym Jorku, a po roku
przeszedł do innego banku, w Londynie. Mieszkali tam obecnie moi rodzice, młodszy brat
i trzy młodsze siostry: najstarsza siostra była zamęŜna.
Nagle obok mnie pojawił się Anees. On takŜe został przedstawiony. Anees poinformował
mnie, Ŝe musieliśmy widocznie wywrzeć na gospodarzu dobre wraŜenie, bo zostaliśmy
poproszeni o pozostanie na kolacji. Coś mi podpowiadało, Ŝe powinniśmy odmówić, ale
Anees nie chciał o tym słyszeć.
Mustafa naleŜał do tych osób, które mogły wybrać sobie miejsce przy stole, i znalazł się
naprzeciwko mnie. Gawędziliśmy ponad zastawionym stołem. Jeszcze raz
2 — Mój Pan i Władca
17
zapytał mnie, co słychać u moich rodziców — jak sobie radzą, gdzie są i co robią. Jego słowa
nie robiły na mnie specjalnego wraŜenia, lecz wzrok mój przykuwały jego oczy. Wyglądały,
jakby były przezroczyste i często je przymykał. Wpatrywał się we mnie przez stół, jakby
chciał mnie zahipnotyzować, wcale nie starając się tego ukryć. Ja tymczasem, zamiast się
przestraszyć, czułam, Ŝe coś mnie do niego ciągnie jak ćmę do ognia.
Po kolacji przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia na koniak i likiery. Panowie zapalili,
niektóre panie takŜe. Mustafa był wyraźnie w tym gronie przywódcą, a cała reszta jego
poddanymi. Gdy opróŜnił kieliszek napoleona, natychmiast ruszyło w jego kierunku trzech
męŜczyzn, Ŝeby go ponownie napełnić. Gniótł w zręcznych palcach cygaro i gdy tylko
podniósł je do ust, juŜ podano mu obcinarkę. Gdy juŜ je obciął, momentalnie podsunięto mu
sześć zapalonych zapalniczek.
Mustafa nie zwracał uwagi na te względy, lecz ja przypatrywałam się temu z zachwytem.
Byłam doskonałym materiałem na ofiarę.
Na ścianie mojego domu w Lahore wisi nadnaturalnych rozmiarów portret olśniewająco
pięknej kobiety w szmaragdowym sari. Wszystko jest w niej doskonałe —jakby malarz uległ
halucynacji i z wyobraźni namalował ideał urody. Ogromne brązowe oczy w kształcie
migdałów z cięŜkimi, zakończonymi długimi rzęsami powiekami podkreślają jeszcze biel jej
na pół przezroczystej skóry. Mimo Ŝe urodziła sześcioro dzieci, zachowała wąską talię, a
wyraz jej twarzy pozostał łagodny i niewinny, ukrywając autorytarną osobowość. Jednak
obraz i tak nie oddaje sprawiedliwości naturze. Wiem o tym, bo to portret mojej matki,
Saminy.
Pochodzi ona z rodu Hayatów, naleŜącego do plemienia Khatar, osiadłego na północnym
krańcu
18
PendŜabu, w pobliŜu północno-zachodniej granicy Pakistanu. W zamian za wierną słuŜbę
Koronie brytyjscy kolonizatorzy obdarzyli ród ogromnymi dobrami ziemskimi. Hayatowie
walczyli niegdyś w Hiszpanii u boku Maurów; członkowie rodu utrzymują, Ŝe swoją urodę
zawdzięczają małŜeństwom ich przodków z hiszpańskimi kobietami.
Rodzina mojej matki aktywnie uczestniczyła w polityce księstw rozsianych na terenie Indii
przed ich wyzwoleniem spod panowania Brytyjczyków. Jej ojciec, nabab Sir Liagat Hayat
Khan, był premierem rządu w księstwie Patiala, a jej stryj, Sir Sikandar Hayat Khan, był
gubernatorem PendŜabu przed jego podziałem. Obydwaj bracia byli pasowani na rycerzy. W
rodzinnym domu mojej matki niewolniczo naśladowano brytyjski styl Ŝycia.
MęŜczyźni z rodu Hayatów pędzili próŜniacze Ŝycie bogaczy. Dokładali starań, by dobrze się
prezentować w szytych na miarę, klasycznych w kroju garniturach, grali w polo, uczyli się
najnowszych tańców, organizowali wyprawy na shikar (polowania) oraz wydawali wystawne
przyjęcia.
Ich urodziwe kobiety, choć nosiły egzotyczne wschodnie stroje, uprawiały angielski styl
Ŝycia, i stąd przez tubylców nazywane były „postępowymi" lub „wyemancypowanymi". Nie
nosiły zasłon na twarzach, były wyzwolone.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, jakiego szoku doznała moja matka, kiedy przyszłam
na świat. Moja matka miała jasną karnację i stanowiło to przedmiot jej dumy. Fakt, Ŝe cała
rodzina miała jasną skórę, sprawiał, Ŝe jej członkowie czuli swoją wyŜszość. Ciemne dziecko
skazane było na lekcewaŜenie. Tymczasem w 1953 roku przychodzę na świat ja, która mam
ciemną skórę. Moja matka uwaŜała, Ŝe jestem okropna i czuła się skrępowana pokazując mnie
przyjaciołom i krewnym. Nawet jako niemowlę czułam, Ŝe nie jestem taka, jaka powinnam
być. Mojemu otoczeniu nie podobał się mój wygląd, więc bardzo
19
wcześnie, jako stworzenie skazane przez naturę na odosobnienie, izolowałam się od niego.
Nie pamiętam, Ŝeby w dzieciństwie matka mnie kiedykolwiek przytulała albo całowała.
NiezaleŜnie od moich głębokich, wewnętrznych kompleksów, postronnemu obserwatorowi
moje dzieciństwo musiało wydawać się wyjątkowo komfortowe. W domu panował zawsze
nieskazitelny porządek, tak jakbyśmy cały czas Ŝyli w oczekiwaniu na to, Ŝe będziemy
fotografowani. Byliśmy rodziną modelową, tak jak potomstwo, które słuŜy innym,
niegrzecznym dzieciom jako przykład do naśladowania. Nie szczędzono nam wygód ani
przywilejów i duŜo podróŜowaliśmy po świecie.
Mój ojciec jest Patanem pochodzącym z potęŜnego rodu Ahmeda Shaha Durraniego, który
wywodzi się z Afganistanu. Moją matkę poznał po jej rozwodzie z najstarszym synem i
spadkobiercą nababa z Tanku, odległego regionu połoŜonego na połnocno-zachodnim krańcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]