download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Friedrich Dürrenmatt
UPADEK
(Przełożył: Stanisław Andrzej Owsianko.)
W Sali Bankietowej Biura Politycznego znajdował się zimny bufet z faszerowanymi
jajkami, szynką, kanapkami, kawiorem, wódką i szampanem - członkowie Biura mieli
zwyczaj pokrzepiać się tam przed naradami; N wstąpił do bufetu, po czym zjawił się jako
pierwszy w Sali Posiedzeń. Od kiedy został członkiem Najwyższej Instancji, tylko w tym
pomieszczeniu czuł się bezpiecznie; był niby tylko Ministrem Łączności i wydana z okazji
Konferencji Pokojowej seria znaczków - jak doszły doń słuchy z kół zbliżonych do D
(dokładniej dowiedział się o tym od E) - podobała się A, ale jego poprzednicy, pomimo raczej
podrzędnej roli tego resortu w aparacie Państwa - przepadli bez śladu i dopytywać się o nich
nie było rzeczą wskazaną - nawet, jeśli Szef Bezpieki C był w stosunku do niego bardzo
uprzejmy.
Przed wejściem do Sali Bankietowej i przed wejściem do Sali Posiedzeń N został
obmacany - najpierw obmacał go, jak zawsze, kapitan o sportowej sylwetce, potem
pułkownik - blondyn, którego N nigdy przedtem nie widział; łysy pułkownik, który zwykle
obmacywał przed Salą Posiedzeń musiał być na urlopie, albo go przeniesiono, albo
zwolniono, zdegradowano lub rozstrzelano. N położył aktówkę na stole i zajął miejsce. L
usiadł obok. Sala Posiedzeń była długa i niewiele szersza od stołu przy którym siadano.
Ściany do połowy wysokości wyłożone były boazerią, wyżej, podobnie jak sufit, białe.
Porządek miejsc określała hierarchia Systemu. A zasiadał na szczycie. Ponad nim, na białej
ścianie wisiał Sztandar Partii. Przeciwległy koniec stołu był wolny i tam znajdowało się
jedyne w pokoju okno - wysokie, o wypukłym sklepieniu, podzielone na pięć części i bez
zasłon. B D F H K M zasiadali po prawej (patrząc od A) stronie stołu, naprzeciw nich C E G I
L N, obok N jeszcze Kierownik Organizacji Młodzieżowej P, zaś obok M, Minister
Gospodarki Jądrowej O. P i O nie brali jednak udziału w głosowaniach. L był najstarszy w
gremium i przed objęciem władzy przez A, pełnił funkcje sprawowane obecnie przez D.
Zanim został rewolucjonistą był kowalem. Wielki, barczysty, bez śladu tłuszczu. Twarz miał
czerstwą, krzepkie ręce i gęste jeszcze, siwe, krótko przystrzyżone włosy. Był nieogolony.
Jego ciemny garnitur przypominał odświętne ubranie robotnika. Nigdy nie nosił krawata, a
kołnierzyk jego białej koszuli był zawsze zapięty. L był popularny w Partii i wśród ludu, o
jego czynach w czasie Powstania Czerwcowego legendy krążyły, jako że jednak czasy te tak
już były odległe - A nazywał do Pomnikiem. Uważano go powszechnie za człowieka
prawego, był bohaterem - toteż jego zejście z areny nie mogło być pokazówką - polegało ono
na stopniowym pogrążaniu w hierarchii. L żył dręczony ciągłą obawą Procesu, wiedział, że
upadek musi w końcu nadejść. Jak obaj Marszałkowie - H i K, był często pijany, nawet na
Posiedzenia Biura nie przychodził już trzeźwy. Teraz też śmierdział wódką i szampanem, ale
jego chrypliwy głos był spokojny, a wodniste, nabiegłe krwią oczy spoglądały szyderczo:
“Kolego - odezwał się do N - jesteśmy załatwieni, O nie przyszedł”. N nie odpowiedział.
Nawet nie drgnął.. Udawał obojętnego. Może aresztowanie O było plotką, może L się mylił, a
jeśli się nie mylił, to może położenie N nie było tak beznadziejne jak położenie L, który
odpowiadał za transport. Kiedy coś nie grało w przemyśle ciężkim, w rolnictwie, w
konwencjonalnej lub jądrowej gospodarce energetycznej (a zawsze gdzieś coś nie grało) -
odpowiedzialność zawsze można było zwalić na Ministra Komunikacji. Awanse, opóźnienia,
zahamowania. Odległości były olbrzymie, a kontrola niezwykle trudna.
Weszli: Sekretarz Partii D i Minister I. Sekretarz był otyły, potężny i inteligentny.
Nosił skrojone na wzór wojskowy ubranie, w czym naśladował A - zdaniem jednych -
wiernopoddańczo, zdaniem innych - z czystej kpiny. I był rudy i szczupły. Po przejęciu
władzy przez A był Generalnym Prokuratorem - niezwykle wnikliwym. W okresie Pierwszej
Wielkiej Czystki forsował wyroki śmierci na starych rewolucjonistów; przy tym zdarzył mu
się lapsus: na życzenie A załatwił wyrok na jego zięcia, a kiedy nieoczekiwanie A przebaczył
nagle zięciowi i interweniował - ów właśnie był już rozstrzelany; ten lapsus kosztował I nie
tylko stanowisko Generalnego Prokuratora, gorzej, wyniósł go do władzy. Został mianowany
członkiem Biura Politycznego i tym samym znalazł się na najbardziej dogodnej liście
odstrzału. Osiągnął pozycję, na której żeby dostać kopa, wystarczały polityczne powody - a te
zawsze można było znaleźć. W przypadku I powody już były. Nikt przecież nie wierzył, że A
wówczas chciał ratować zięcia; jego zgładzenie na pewno nie było mu nie na rękę (córka A
już sypiała wtedy z P); ale w ten sposób A miał teraz publiczny pretekst żeby załatwić I kiedy
przyjdzie mu na to ochota, a ponieważ A nigdy jeszcze nie przepuścił okazji załatwienia
kogoś, I nie dawano żadnych szans. I wiedział o tym, ale udawał, niezbyt zresztą zgrabnie, że
nie wie. Teraz też zbyt ostentacyjnie próbował tuszować swój strach. Opowiadał Sekretarzowi
o występie Państwowego Baletu. Opowiadał o balecie, rzucając przy tym fachowymi
wyrażonkami tak jak na każdym Posiedzeniu Biura, zwłaszcza od kiedy został Ministrem
Rolnictwa - jako prawnik nie miał o rolnictwie zielonego pojęcia. A przy tym Ministerstwo
Rolnictwa było (o ile to możliwe) jeszcze bardziej wrednym resortem niż Ministerstwo
Komunikacji i z czasem nikomu jeszcze nie wyszło na zdrowie; na rolnictwie Linia Partii
łamała się w sposób nieuchronny. Chłopi byli nie do wychowania - samolubni i leniwi. N też
nienawidził chłopów - nie jako takich, lecz jako problem nie do rozwiązania, problem, przy
którym załamywało się planowanie - a ponieważ każde takie załamanie oznaczało zagrożenie
życia - nienawidził ich podwójnie i w swej nienawiści pojmował zachowanie I: któż jeszcze
chciałby mówić o chłopach? Tylko Minister Przemysłu Ciężkiego, który wyrósł na wsi - był,
jak jego ojciec, wiejskim nauczycielem (posiadał nawet wykształcenie - surowe, prymitywnie
sklecone półwykształcenie Seminarium dla Nauczycieli Wiejskich), który sam miał wiejski
wygląd i z chłopska mówił, opowiadał na Posiedzeniach Biura o chłopach, przytaczał
chłopskie dykteryjki, które jego tylko bawiły, i chłopskie porzekadła, które sam tylko
rozumiał - a wykształcony prawnik I, aby tylko nie mówić o chłopach, z którymi,
zrozpaczony ich ciemnotą, codziennie się mordował - paplał swoje baletowe historyjki i
nudził tym wszystkich - najbardziej A, który nazywał I “Nasza Baletnica” (przedtem nazywał
go “Nasz Jurysta od Zaświatów”). Ale jednocześnie N pogardzał byłym Generalnym
Prokuratorem i piegowata twarz kauzyperdy była dlań wstrętna - zbyt szybko z etatowego
kata stał się strachliwym płazem. N podziwiał natomiast zachowanie D. Przy jego
kierowniczym stanowisku w Partii, przy jego politycznej bystrości, Dzika Świnia - jak go A
nazwał - na pewno miał stracha (jeśli wiadomość o niezjawieniu się O była prawdą). Ale ten
panował nad sobą - zresztą nigdy nie tracił rezonu. Sekretarz znajdował się w zasięgu
niebezpieczeństwa, jednak to nie było jasne: aresztowanie O (jeśli nie była to zwykła plotka,
powstała na skutek jego nieobecności). mogło być punktem wyjścia do ataku na D, któremu
O podlegał po linii partyjnej, równie też dobrze mogło być przygrywką do upadku Głównego
ideologa G, którego O był osobistym podopiecznym; ewentualność, że likwidacja O (o ile
była faktem), oznaczała jednocześnie zagrożenie D i G - jakkolwiek sama w sobie możliwa -
była raczej mało prawdopodobna.
Główny Ideolog już wszedł do Sali Posiedzeń. Był to pierdoła w staromodnych
szkłach bez oprawy, z przekrzywioną, białogrzywą, profesorską głową - dawniejszy
nauczyciel gimnazjum na prowincji. A nazywał go “Herbaciany Święty. G był teoretykiem
Partii. Abstynent i asceta w schillerowskim kołnierzyku, chudy introwertyk, latem i zimą w
sandałach. Sekretarz D był pełen życia, smakosz i dziwkarz - u Ideologa każdy krok był
wydedukowany i nierzadko wiódł do absurdów i krwawych łaźni. Ci dwaj byli wrogami.
Miast dopełniać - ścierali się, zastawiali pułapki, próbowali obalić nawzajem: Sekretarz,
technik władzy, był przeciwieństwem teoretyka rewolucji. D chciał wszelkimi środkami
umacniać władzę, G - również nie przebierając w środkach - uczynić ją czystą, niczym
sterylny skalpel w rękach niepokalanej Nauki. Ze Świnią byli związania: Minister Spraw
Zagranicznych B, Minister Oświaty i Kultury M i Minister Komunikacji L, po stronie
Świętego znajdowali się: Minister Rolnictwa I, Przewodniczący Rady Państwa K, jak również
Minister Przemysłu Ciężkiego F, który wprawdzie nie ustępował D w kulcie przemocy, ale
znajdował się w obozie G wiedziony nienawiścią, jaką ktoś opętany żądzą władzy może
odczuwać w stosunku do innego, podobnego sobie - choć jednocześnie, obarczony
kompleksem niższości nauczyciela wiejskiego wobec nauczyciela gimnazjum -
prawdopodobnie w duchu nienawidził G.
Właściwie G już nie witał się z D. To, że teraz, jak zauważył przerażony N, Ideolog
pozdrowił Sekretarza oznaczało obawę, że zniknięcie O nie było dlań bez znaczenia;
podobnie jak fakt, że D odpowiedział pozwalał sądzić po jego strachu, że i ten czuł się
zagrożony. A to że ci dwaj się bali, musiało oznaczać, że O rzeczywiście został aresztowany.
Przy tym jednak powitanie Świętego było serdeczne a odpowieDź Świni jedynie uprzejma - to
wskazywało, że zagrożenie Ideologa musiało być o włos bardziej prawdopodobne niż
zagrożenie Sekretarza. N odetchnął nieco. Upadek D wpędziłby i jego w opały. N mianowicie
został uprawnionym do głosu członkiem Biura na wniosek D i uważany był za jego pupila -
opinia która mogła stać się niebezpieczną, nawet nie całkiem odpowiadając prawdzie: po
pierwsze, N nie należał do żadnej z grup, po drugie - Ideolog forsował wówczas kandydaturę
Ministra Gospodarki Jądrowej i przed wyborami przypuszczał, że Sekretarz zaproponuje
swego podopiecznego, Kierownika Organizacji Młodzieżowej P. Ale Świnia zorientował się,
że w głosowaniu łatwiej przejdzie kandydat neutralny aniżeli jego, lub jego wroga satelita
(poza tym córka A w międzyczasie puściła już kantem P żeby spać z pewnym poważanym w
Partii powieściopisarzem) - D zrezygnował więc ze swego kandydata i zaproponował N;
wymanewrowany w ten sposób G musiał również głosować na N. Po trzecie, N nie był
niczym innym jak tylko specjalistą w swoim resorcie i ani dla D ani dla G nie był groźny. Dla
A zaś - do tego stopnia nic nie znaczył, że mu nawet nie nadał przezwiska.
To odnosiło się również do Ministra Handlu Zagranicznego E, który wszedł do sali za
G i zaraz usiadł - podczas gdy Ideolog wciąż stał obok wyszczerzonego niefrasobliwie
Sekretarza, mordowany gadaniną Ministra Rolnictwa o pierwszym soliście baletu z
zakłopotanym uśmiechem przecierał belfrowskie okulary - E był człowiekiem światowym i
eleganckim. Miał na sobie angielski garnitur z luźno udrapowaną chusteczką a kieszonce i
palił amerykańskiego papierosa. Minister Handlu Zagranicznego, podobnie jak N został
członkiem Biura Politycznego niejako mimowolnie; walka o władzę wewnątrz Partii
wysunęła go automatycznie na pozycje kierownicze; inni, bardziej od niego ambitni padali
ofiarą wzajemnych walk o czołowe miejsca a E przetrwał jako fachowiec wszystkie czystki -
to zyskało mu ze strony A przydomek “Lord Evergreen”. N stał się chcąc nie chcąc
trzynastym, E - również chcąc nie chcąc - piątym człowiekiem w Imperium. Odwrotu nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl