[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GRAHAM MASTERTONDWA TYGODNIE STRACHUTYTUŁ ORYGINAŁU: FORTNIGHT OF FEARPRZEŁOŻYŁ MICHAŁ WROCZYNSKISŁOWO WSTĘPNENa pisarzu horrorów cišży jedno straszliwe przekleństwo. Bez względu na to, dokšdzawiodš go drogi, bez względu na to, w jak pięknej będzie przebywał scenerii czy też wjakich będzie żył luksusach, bardzo szybko zacznie rozmylać o ciemnych stronach swojejsytuacji.Może wiecić słońce, promienie mogš rozkosznie lizgać się po morskich falach, ale wumyle twórcy horrorów zaczyna już napływać wzbudzajšcy dreszcz cień.Pomylcie o swoim urlopie Czternacie dni relaksu i radoci. Ale bez względu na to,gdzie przebywacie, natychmiast zaczynajš rodzić się wštpliwoci.Popatrzcie na malowniczš wioskę Yorkshire, na te domy o kamiennych, pokrytych patynšwieków cianach i kolawych, wielokrotnie naprawianych schodkach. Komu przyszłoby dogłowy, że już za najbliższym rogiem może czaić się mroczne, wciekłe, drapieżnestworzenie?Spójrzcie tylko na tę rozgrzanš słońcem, łagodnie zakręcajšcš zatokę przy wyspie Jersey.Któż by pomylał, że co niesłychanie obrzydliwego wypełznie z piasku tuż obok jego stóp?Popatrzcie na sielskš farmę w Connecticut albo na tę przepięknš szkockš rezydencję.Popatrzcie na wysmakowany apartament w Central Park South w Nowym Jorku lub nawspaniałe, lnišce wiatłami kasyno w Las Vegas.Kto by pomylał, że włanie tutaj, noc w noc, przez dwa tygodnie, czaić się będzie zgrozamrożšca serce?Jedcie zatem ze mnš na dwutygodniowy urlop. Codziennie będziemy nocować gdzieindziej. Akcja każdego z poniższych opowiadań rozgrywa się w innym miejscu Albo tammieszkałem, albo przynajmniej odwiedziłem te okolice. Każda historia stanowi swoistestudium tego, w jaki sposób moja wyobrania pod wpływem nastroju tych miejscowociwykolawiała się, spaczała, wkraczała w jakš dziedzinę koszmaru.Od Kalifornii po północnš Anglię, od Nevady po biegun południowy; będzie to wyprawado niecywilizowanej zgrozy cywilizowanego wiata.Zapraszam was do odbycia ze mnš dwutygodniowej podróży spędzenia dwóchbezsennych tygodni.Nie potrzebujecie żadnego bagażu. Nie potrzebujecie paszportów. Pas startowy jest wolny,a molo portowe od dawna stoi w kompletnej ruinie.Musicie jedynie uzbroić się w odwagę i podać mi dłoń, a ja poprowadzę was w ciemnoć.Parafrazujšc przewodniczšcego Mao, dwutygodniowa podróż w ostateczne przerażeniezaczyna się od jednego kroku.Graham MastertonBESTIA POPIECHUGreat Ayton, Yorkshire, AngliaNa północnym skraju wrzosowisk Yorkshire gniedzi się wioska Great Ayton (miejscowaludnoć używa nazwy Yatton), jedna z najpiękniejszych w całym Cleveland. Przepływatamtędy płytka rzeka, której brzegi spinajš kamienne i drewniane mosty. W niej moi trzejsynowie kšpali się i łowili ryby. Włanie ta rzeka dała mi mrocznš inspirację do napisaniaBestii Popiechu.Do szkoły w Great Ayton uczęszczał kapitan James Cook. Domek, w którym mieszkał wroku tysišc dziewięćset trzydziestym czwartym, został rozebrany kamień po kamieniu iprzetransportowany okrętem do Australii, żeby zastšpić obelisk wykuty w skale niedalekoPoint Hicks, pierwszego punktu Australii, który ujrzał Cook podczas swojej wyprawyzakończonej odkryciem tego kontynentu (17681771).Bestię Popiechu zamówił Bill Munster, który wydał jš w formie ilustrowanej broszuryw swoim wydawnictwie Footsteps Press w Roundtop w stanie Nowy Jork. Od tego czasuopowiadanie ukazało się w wielu różnych formach najbardziej znaczšce było wydaniekomiksowe ilustrowane przez niezrównanego Dana Daya.BESTIA POPIECHUPod niebem koloru wytrawionej miedzi Kevin biegł cieżkš nad rzekš. Tornister obijał musię o plecy nakryte gabardynowym płaszczem przeciwdeszczowym. Krople deszczu szumiałyjuż gronie w trawie i tworzyły na powierzchni rzeki setki drżšcych kółeczek. Ale Kevinbiegł nie dlatego, że padało. Uciekał przed Bestiš Popiechu, która następowała mu już napięty. Wydawało mu się, że słyszy chrobot jej pazurów, kiedy bezkształtna i mroczna sunęłaprzejciami, wšskimi schodkami i błotnistš cieżkš cišgnšcš się wzdłuż rzeki.Tuż za nim, tuż poza zasięgiem jego wzroku tuż za ciastkarniš, tuż za krzakami. Potwórpieszył się, gnany wyłšcznie żšdzš krwi. Kevinowi zaczynało brakować tchu, ale doskonalezdawał sobie sprawę z tego, co się stanie, jeli zwolni. Bestia Popiechu dopadnie go, wbije wniego kły i rozszarpie na strzępy, podobnie jak Orlando rozszarpywał myszy, które udało musię pochwycić. Z wrzaskiem wyssie krew, rozedrze mięnie i lepkie, cišgnšce sięwnętrznoci.Potem wyda chlupoczšce pliapliaplia gluumpp! i przełknie.Kevin nie odważył się spojrzeć za siebie. Boisko opucił z ponad pięciominutowymopónieniem, ponieważ do ostatniej chwili grał z Herbertem Thorpem w barwne kartydołšczane do paczek papierosów. Bestia Popiechu wykorzystała cały ten czas i teraz, gdybyKevin stracił choćby chwilę na oglšdanie się za siebie Minšł narożny sklep ze słodyczami.Przez okropnš sekundę wahał się, ponieważ zostały mu jeszcze w kieszeni dwa pensy, a przezwitrynę dostrzegł, że włacicielka sklepiku rozłożyła nowš ksišżkę o latajšcych talerzach. Alenie wolno ryzykować. Bestia Popiechu mogłaby go dogonić, zaczaić się i pochwycić, kiedybędzie wychodził ze sklepiku. A wtedy CHRRRUPPL. i kawałki jego ciała walałyby się pocałym chodniku.Ruszył przez jezdnię głównej ulicy. Zatršbiła ciężarówka z węglem, a kierowca cokrzyknšł, ale Kevin nie zrozumiał co.Było już dziesięć po czwartej. Dziesięć po czwartej! Policzki paliły go ze strachu na myl,że już tak póno.W zeszłym roku w padzierniku, gdy zniknšł Robert Browne, matka przestrzegała Kevinaprzed Bestiš Popiechu. Kiedy to mówiła, była blada i pełna powagi. Jej twarz niczym się niewyróżniała, malował się na niej spokój, a czarne oczy zawsze kojarzyły się Kevinowi zewieżymi, lnišcymi rodzynkami. Chłopców, którzy mitrężš czas wracajšc ze szkoły dodomu, pożera Bestia Popiechu. Więc gdy wracasz do domu, piesz się! piesz się! pieszsię! piesz się!Pierwszego dnia, po tym, jak matka opowiedziała mu o Bestii Popiechu, Kevin niewiedział, czy ma wierzyć w tę opowieć, czy nie. W końcu nigdy nie spotkał tego potwora.Nawet wtedy, gdy ponad godzinę bez butów i skarpetek łowił pod kładkš kijanki.Ale drugiego dnia, kiedy przeszedł już głównš drogę i przekroczył bramy do Ayton Hall,był pewien, że tuż za sobš usłyszał kroki. Chrobotanie, jakby pies drapał pazurami, łażšc poskałach. I oddech. Przystanšł, odwrócił się, ale nie zobaczył niczego. Żadnych psów, żadnejBestii Popiechu. Tylko cień rzucany przez wiekowe dęby, słyszał tylko szumpopołudniowego wiatru i głuchy szmer wody w rzece. Zadrżał i ruszył biegiem przez wšskš,drewnianš kładkę, minšł pub, a następnie pobiegł alejš prosto do domu.Od tego czasu z każdym dniem nabierał większego przekonania, że gdy wraca ze szkoły,tuż za nim podšża Bestia Popiechu. Słyszał jš, ale nigdy nie zobaczył, bo potwór trzymał siętuż poza granicš wzroku. Kształt nadawały mu cienie i zabłškane refleksy wietlne. Oddychałposzumem wiatru, szelestem drzew, warkotem ulicznego ruchu. Kevin bał się wspominać opotworze kolegom w szkole, bo monstrum nie było równie prawdziwe jak cukierki anyżkoweczy szkolne obiady. Ale potwór na niego polował. Wiedział, że na niego poluje. BestiaPopiechu czaiła się każdego popołudnia za wysokim, kamiennym murem naprzeciwko starejklasy, do której uczęszczał kapitan Cook, a kiedy Kevin biegł do domu, potwór podšżał zanim.Każdego dnia biegł do domu szybciej. Gnał z wiatrem w zawody. A Bestia Popiechu zanim! Kevin wiedział, że potwór musi istnieć, ponieważ matka nigdy nie kłamała; zawszemówiła, że kłamstwo jest najcięższym grzechem. I czyż nie odwracała się w jego stronę zszerokim, radosnym, pełnym ulgi umiechem, kiedy bez tchu wpadał do kuchni wypełnionejstwarzajšcym wrażenie bezpieczeństwa zapachem pasztetu i pieczonych na tłuszczuciasteczek?Czyż nie dawała mu zawsze silnego, serdecznego kuksańca, zupełnie jakby wymknšł sięnajdrapieżniejszemu z demonów?Bestia Popiechu wdzierała się nawet w jego koszmary senne. Kevin nił, że biegnie zeszkoły do domu, a monstrum chwyta go i rozszarpuje. Rozrywa cięgna, rozdziera ciało nastrzępy.I dzisiaj również go cigała, a on był pięć minut spóniony.Sandały tłukły zajadle o piasek biegł wzdłuż zakola rzeki; trawa zaczepiała się oklamerki. Był przekonany, że słyszy, jak pazury sunšcej bestii rozdzierajš ziemię. Byłprzekonany, że słyszy łakome dyszenie potwora. HUH! HUH! HUH! HUH!Kiedy dotrze do kładki, będzie bezpieczny. Bestia Popiechu jest za ciężka, żeby się przezniš przeprawić.Znalazł się zaledwie pięć czy szeć metrów od kładki, kiedy wydało mu się, że ktokrzyczy: Kevin! Cichutki głos, jakby kto wołał w przyłożonš do twarzy blaszanš puszkę.Zatrzymał się przerażony, po czym z wahaniem spojrzał za siebie. Dzień był tak pochmurny imroczny, że Kevin nic nie potrafił dostrzec.Kevin! ponownie dobiegł go głos.Co czaiło się w cieniu rzucanym przez Ayton Hall. Co czarnego; co, co się trzepotało.Ruszył biegiem przed siebie, dotarł do kładki, ale dopiero na rodku odważył się przystanšć.Wtedy ponownie się odwrócił mały chłopiec w szkolnej czapce i krótkich spodenkachna drewnianej kładce przerzuconej nad płytkš rzekš. Zaledwie kilkanacie metrów dalejprzejeżdżały ciężarówki zmierzajšce do Guisborough albo do Harrogate. Północne Yorkshirew burzowe, marcowe popołudnie.Bestia Popiechu zniknęła. Zniknęła jak zwykle, ki...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]