[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Lynn Raye HarrisDzieci szejkaTłumaczenieMałgorzata DobrogojskaROZDZIAŁ PIERWSZY– Pomyłka? Jak to możliwe?Król Rashid bin Zaid al-Hassan sztyletował wzrokiem tłumaczącego się zająkliwiesekretarza.– Klinika twierdzi, że doszło do pomyłki, Wasza Wysokość. Pewna kobieta… –Mostafa zerknął na trzymaną w ręku kartkę. – W Ameryce – kontynuował –otrzymała spermę Waszej Wysokości zamiast nasienia swojego szwagra.Rashidowi zrobiło się zimno, potem gorąco i wręcz zagotował się ze złości, choćserce miał skute lodem. Trwało to od pięciu lat i nic nie było w stanie go rozgrzać.Jak mogło dojść do tak poważnej pomyłki? Nie był jeszcze gotów na dziecko i niewiedział, czy kiedykolwiek będzie, choć w zasadzie miał obowiązek zapewnić Kyrnastępcę tronu. Może kiedyś, ale na pewno nie w tej chwili.Myśl o małżeństwie i wydaniu na świat potomka sprowadzała zbyt wielebolesnych wspomnień. Wolał już ten lodowy pancerz niż poczcie straty i rozpacz,które musiałyby go zastąpić.Zgodnie z nakazem prawa zdeponował spermę w dwóch niezależnych bankach,ale nie mógł przewidzieć, że zostanie nią zapłodniona zupełnie przypadkowakobieta.Wstał i odwrócił się od Mostafy, nie chcąc okazać przygnębienia. To nie byłobiecujący początek jego rządów jako króla Kyr.Jak na złość, nic się nie układało.Jego ojciec zmarł przed dwoma miesiącami, a brat zrzekł się tronu, jeszcze zanimzostał koronowany, ciężar rządzenia krajem spadł więc na barki Rashida. Niestety,wszystko szło na opak. Jako najstarszy powinien być koronowanym księciem,tymczasem był synem pogardzanym, pionkiem w prowadzonej przez ojca grze.Zgodnie z tradycją, król Kyr wybierał następcę spośród swoich synów. Nie musiał tobyć najstarszy z nich, choć zwykle bywał.Ale król Zaid al-Hassan był człowiekiem okrutnym i lubował się w manipulowaniuludźmi, więc zwlekał z przekazaniem władzy do ostatniej chwili. Młodszy Kadirnigdy nie chciał rządzić, ale ojciec nie liczył się z jego zdaniem. Pragnął jedyniekontrolować najstarszego syna. A Rashid, zamiast poddać się woli ojca, jakodwudziestopięciolatek opuścił Kyr i obiecał sobie nigdy tam nie wracać.Wrócił jednak i nader niechętnie, ale jednak włożył koronę.Spoglądał na pustynny krajobraz, piaskowcowe wzgórza w oddali i czerwonewydmy, palmy i fontanny zdobiące pałacowe ogrody, oświetlone wysoko stojącymsłońcem. O tej porze dnia powietrze było rozedrgane upałem i większość ludziprzebywała w domach. Widok tego wszystkiego co prawdziwie ukochał, dał muprzelotne uczucie satysfakcji.Kiedy go tu nie było, tęsknił. Za przesyconą aromatami nocną bryzą,obezwładniającym upałem i ludźmi z charakterem. Za porannym nawoływaniem domodlitwy z wieży meczetu, przejażdżkami po pustyni na rączym arabskim ogierzez sokołem na ramieniu i polowaniem na drobną zwierzynę.Przed dwoma miesiącami wrócił do Kyr po dziesięciu latach nieobecności. Nieplanował tego, ale wszystko się zmieniło, kiedy otrzymał wiadomość o chorobieojca.Znów ogarnęło go dawne przygnębienie. Kiedyś był zakochany i szczęśliwy, cóżkiedy szczęście bywa ulotne, a miłość przemija. Miłość wiodła prostą drogą dostraty, a starta równała się nieprzemijającego bólowi.W żaden sposób nie dało się uratować Darii i dziecka. Kto mógł się spodziewaćśmierci matki i dziecka przy porodzie? W dzisiejszych czasach coś takiego nie miałoprawa się zdarzyć.Jeszcze przez chwilę błądził wzrokiem po uformowanych przez wiatr wydmach,zbierając siły przed dalszą rozmową, a kiedy się w końcu odezwał, jego głos byłi spokojny i silny.– Nie przypadkiem wybraliśmy właśnie tę klinikę w Atlancie. Skontaktujesz sięz nią i uzyskasz dane tej kobiety. Gdyby były jakieś obiekcje, zagrozisz publicznąkompromitacją.Mostafa zgiął się w ukłonie, po czym ukląkł i uderzył czołem w zdobiony dywanprzed biurkiem.– Tak jest, Wasza Wysokość. To moja wina. To ja doradziłem tę klinikę. Dlategozłożę rezygnację i w niełasce opuszczę stolicę.Rashid spędził długi czas za granicą i czasem zapominał, jak przesadnie honorowipotrafią być jego podwładni.– Nie zrobisz tego – odparł. – Nie mam czasu czekać, aż wyszkolisz nowegosekretarza. Błędy zdarzają się każdemu. – Znów usiadł za biurkiem.I bez tego był ogromnie zajęty, a teraz jeszcze ten nowy problem. Jeżeli tęAmerykankę rzeczywiście zapłodniono jego nasieniem, bardzo prawdopodobne, żenosiła w łonie przyszłego dziedzica tronu Kyr.Zacisnął w palcach wieczne pióro. Tylko traktując dziecko w tych kategoriach,a kobietę jako naczynie chroniące cenną zawartość, będzie w stanie przetrwaćnastępne dni. Inaczej nie dałby rady.Blada twarz Darii wciąż wracała do niego we wspomnieniach, budząc nieopisanyból. Nie był gotowy na kolejne takie przeżycie. Zbyt dużo mogło pójść nie tak.Niestety nie miał wyboru. Jeżeli ta kobieta rzeczywiście była w ciąży, należała doniego.– Znajdź tę kobietę – rozkazał. – Albo skończysz jako poganiacz wielbłądów napustkowiu.Mostafa pobladł gwałtownie.– Tak jest, Wasza Wysokość.Pospiesznie opuścił gabinet, a pióro w dłoni władcy pękło z trzaskiem. Ciemnyatrament rozlał się po biurku jak jakiś niezwykły ornament, zabarwiony dodatkowokrwią ze skaleczenia.Rashid przyglądał mu się przez chwilę, dopóki w progu nie stanął służącyz popołudniową herbatą. Wtedy wstał i przeszedł do łazienki, umyć i opatrzyćskaleczenie. Kiedy wrócił, biurko było już umyte.Poruszył dłonią i poczuł ukłucie. Można zmyć krew, opatrzyć ranę i zapomnieć.Ale on wiedział, że pewne wspomnienia nie odchodzą nigdy, choćby się je próbowałopogrzebać jak najgłębiej.– Annie, nie płacz. – Sheridan była w pracy i rozmawiała z siostrą przez telefon.Nowiny z kliniki wywołały u starszej z sióstr atak rozpaczliwego płaczu. SamaSheridan była na razie zbyt otumaniona, by zareagować.– Damy sobie radę. Obiecuję, że będziesz miała dziecko.Annie łkała przez ponad kwadrans, zanim siostra wreszcie zdołała ją uspokoić. ToSheridan zawsze była silniejsza. Od lat opiekowała się starszą siostrą i żałowała, żenie może się z nią podzielić swoją siłą.I czuła się winna, gdy Annie przeżywała kolejne załamania. Oczywiście nie byłyone winą siostry, ale mimo wszystko brała na siebie odpowiedzialność. Rodzinamogła sobie pozwolić na opłacenie studiów tylko jednej córki, a Sheridan byłaprzebojowa i miała lepsze stopnie niż Annie, nieśmiała samotnica. Wybór byłoczywisty, ale Sheridan czuła się winna. Może gdyby rodzice bardziej wspieraliAnnie, byłaby silniejsza. Tymczasem oni podejmowali decyzje za nią.Z tych i innych względów Sheridan była zdecydowana pomóc siostrze spełnić jejnajwiększe marzenie o posiadaniu dziecka. Wszystko miało być takie łatwe. Annie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]