[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nowo�ci i zapowiedzi wydawniczeJames HerbertZWIASTUNDUCHYZESLEATH48Stephen KingDOLORES CLAIBORNEGRA GERALDACUJONOCNA ZMIANA MARZENIA l KOSZMARY l MARZENIA l KOSZMARY IICARRIESKLEPIK Z MARZENIAMIROS� MADDERBEZSENNO��DESPERACJASKAZANI NA SHAWSHANKZIELONA MILARichard BachmanREGULATORZYDean KoontzMROCZNE �CIE�KI SERCA INTENSYWNO��Graham Masterton DRAPIE�CYZAKL�CI DUCH ZAG�ADYBEZSENNICIA�O l KREWDWA TYGODNIE STRACHUZJAWA �MIERTELNE SNYWALHALLA CZTERNA�CIE OBLICZY STRACHUMANITOUZEMSTA MANITOUDZIECKO CIEMNO�CISFINKS ZWIERCIAD�O PIEKIE�WIZERUNEK Z�APODPALACZE LUDZIUCIEC PRZED KOSZMAREMROOKGRAHAMMASTERTONDZIECKO ciemno�ciPrze�o�y� MICHA� WROCZY�SKIPRIMATytu� orygina�u: THE CHOSEN CHILDCopyright � Graham Masterton 1995Copyright � for the PoUsh edition by Wydawnictwo PRIMA 1996Copyright � for the Polish translation by Micha� Wroczy�ski 1996Cover illustration � Jacek Kopalski 1996Rozdzia� pierwszy�- * �-" t*Opracowanie graficzne ok�adki: Plus 2Redakcja: Anna Calikowska Redakcja techniczna: Janusz FesturISBN 83-7152-042-5Wydawnictwo PRIMAAdres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78 tel./fax: 624-89-18Dystrybucja/informacja handlowa: fNTERNOYATOR sp. z o.o. ul. Post�pu 2, 02-676 Warszawa, tel. 431-161 w. 323, tel./fax 430-420Sprzeda� wysy�kowa: PDUW �Sta�czyk" sp. z o.o. Warszawa, ul. Jana Kazimierza 12/14, tel. 367-221 w. 113Warszawa 1996. Wydanie IObj�to��: 19 ark. wyd., 22 ark. druk.Sk�ad: Zak�ad Poligraficzny �Kolonel"Druk: Drukarnia Wojskowa w �odzi- Ostatniego buziaka -- powiedzia�, kiedy jej autobus ze zgrzytem k� zatrzyma� si� na przystanku.Wci�� jeszcze nie dowierza� w�asnemu szcz�ciu.Roze�mia�a si� i szybko cmokn�a go w policzek. Ju� rusza�a w stron� otwartych drzwi autobusu, ale chwyci� j� za r�k� i pr�bowa� na chwil� zatrzyma� przy sobie.- No, dosy� tych czu�o�ci! � warkn�� kierowca. � Nie b�d� tu sta� ca�� noc!Drzwi zamkn�y si� z ostrym sykiem spr�onego powietrza. Jan zosta� na kraw�niku, a otoczony chmur� spalin autobus z rykiem ruszy� w stron� Mokotowa. Przez u�amek sekundy Kami�ski widzia� jeszcze machaj�c� mu r�k� Hank�, lecz autobus szybko w��czy� si� w ruch uliczny i zas�oni�y go inne samochody.Na przystanek przycz�apa�a ci�kim krokiem niska, t�ga, spocona i zasapana kobieta w chustce na g�owie.- Sto trzydzie�ci jeden odjecha�o? -- zapyta�a z pretensj�, jakby to z winy Kami�skiego autobus odjecha� bez niej.- Niech pani si� nie martwi. Za pi��, dziesi�� minut b�dzie nast�pny.- �atwo panu m�wi�! � zaoponowa�a. � Jest gorzej ni� za komuny!Po�o�y� jej d�o� na ramieniu i rozci�gn�� usta w ol�niewaj�cym u�miechu gwiazdora filmowego.- Dok�d pani jedzie? � zapyta�.- Na Czerniakowsk�. Co to pana obchodzi?Odwr�ci� si� do niej plecami, przykucn��, wyci�gn�� za siebie r�ce i powiedzia�:- Niech pani wskakuje. Zanios� pani� na barana. To kobiecin� rozw�cieczy�o jeszcze bardziej.- Idiota!* � parskn�a. � Za kogo mnie pan masz? Ju� ja panu wskocz�!Ale tego wieczoru Jan Kami�ski by� w tak doskona�ym nastroju, �e nic nie mog�o zburzy� pogody jego ducha. Zostawi� piekl�c� si� kobiet� na przystanku i pewnym siebie, niespiesznym krokiem kogo�, komu wszystko w �yciu uk�ada si� nad podziw dobrze, ruszy� Marsza�kowsk� na pomoc.Min�a dziewi�ta, nasta� ciep�y cho� wietrzny sierpniowy wiecz�r, centrum Warszawy by�o zat�oczone, gwarne i rz�si�cie o�wietlone. Jezdni� p�dzi�y taks�wki o rozklekotanych zawieszeniach, niezbyt zat�oczone autobusy wypuszcza�y w wieczorne powietrze k��by spalin i kierowa�y si� na �oliborz, Wol� lub za Wis��, na Prag�. Wiatr roznosi� strz�py gazet, kt�re pl�ta�y si� pod nogami ludzi posuwaj�cych si� wzd�u� jaskrawo o�wietlonych witryn sklepowych w Alejach Jerozolimskich.Tego popo�udnia producent Zbigniew D�bski poinformowa� Kami�skiego, �e zatwierdzono jego pomys� na nowy cotygodniowy program satyryczny i Radio Syrena zamierza podnie�� mu pensj� do dziewi�ciuset pi��dziesi�ciu z�otych miesi�cznie. Tak zatem Jan b�dzie m�g� odk�ada� na samoch�d, a jednocze�nie robi� to, co najbardziej lubi i najlepiej umie: pisa� zjadliwe, skandalizuj�ce felietony o aferach politycznych. Zbyszek postawi� Kami�skiemu z tej okazji w�dk� i kupi� ca�e pude�ko herbatnik�w w czekoladzie. Na szcz�cie nie pr�bowa� Janka �ciska� i ca�owa�, co stanowi�o jego ulubiony proceder towarzyski. D�bski mia� w�sy ostre jak krzewy je�yn i wydziela� troch� �wi�ski zapach.Ale najbardziej Kami�skiego uradowa�a wiadomo��, �e Hanka zgodzi�a si� w ko�cu z nim zamieszka� (oczy dziewczyny b�yszcza�y wstydliwie na my�l o tak �mia�ej decyzji). W sobot� zamierza� po�yczy� p�ci�ar�wk� od Henia, swego znajomego, i przewie�� rzeczy dziewczyny z domu jej rodzic�w na ulicy Goworka do swego nowego mieszkania, kt�rego okna wychodzi�y na Wis�� i most �l�sko-D�browski. Zdawa� sobie spraw�, �e matka Hanki b�dzie bardziej ni� niezadowolona z takiego obrotu sprawy, bo jej c�rka oddawa�a do domu wi�kszo�� zarabianych pieni�dzy. Hanka, cho� zrobi�a doktorat z mikrobiologii, pracowa�a jako kierowniczka dzia�u odzie�owego w domu towarowym �Sawa"* Kursyw� wyr�niono te polskie s�owa, kt�re w oryginale autor napisa� po polsku.i miesi�cznie zarabia�a prawie tyle co on: sze��set pi��dziesi�t z�otych.Matka niechybnie b�dzie �a�owa� pieni�dzy, ale nie mo�e zaprzeczy�, �e on i jej c�rka pasuj� do siebie jak ula�. Oboje mieli po dwadzie�cia pi�� lat, oboje lubili kapele Biur i REM, lubili ta�czy� i bywa� w nocnych klubach, uwielbiali pizz� i ca�onocne rozmowy o tym, co zrobi�, kiedy Janek stanie si� ju� s�awny. Oboje potrafili z byle powodu wybucha� niepohamowanym �miechem. R�nili si� wy��cznie p�ci� i aparycj�; Hanka by�a blondynk� o okr�g�ej buzi i nieco pulchnej sylwetce, Jan chudym jak tyczka m�odzie�cem o ciemnych, kr�tko obci�tych w�osach i brwiach przypominaj�cych namalowane przez dziecko dwa gawrony unosz�ce si� nad kartofliskiem. W ka�dym razie on tak to widzia�.Nad Marsza�kowsk� stercza� Pa�ac Kultury i Nauki �- olbrzymi, wysoki na dwie�cie trzydzie�ci metr�w pomnik stalinowskiej architektury z trzema tysi�cami pomieszcze�; zupe�nie jakby kucharz przygotowuj�cy imponuj�ce torty weselne postanowi� zaprojektowa� rakiet� kosmiczn�. Budowla w dzie� by�a szara, a w nocy k�pa�a si� w pos�pnym, bursztynowym �wietle.Jan dotar� do rogu Kr�lewskiej i przystan�� przy przej�ciu dla pieszych. Nie opodal rozrabia�a grupa ma�olat�w. Nastolatki przekazywa�y sobie flaszk� w�dki i puszki z 7-Up, a jeden z nich, akompaniuj�c sobie na gitarze, w�t�ym dyszkantem zawodzi� Born in the USA.Wi�ksza cz�� rogu ogrodzona by�a wysokim p�otem z pomalowanych na czerwono desek. Przy Marsza�kowskiej postawiono olbrzymi� tablic�, na kt�rej widnia� projekt dwunastopi�trowego hotelu -- wysokiej, smuk�ej kolumny ze szk�a i nierdzewnej stali � a pod nim napis: �Warszawski hotel Senacki. Wsp�lne Przedsi�wzi�cie Senate International Hotels i Banku Kredytowego Yistula". Jeszcze przed miesi�cem wznosi� si� w tym miejscu stary orbisowski hotel Za�uski, relikt najgorszych lat komunizmu, oferuj�cy go�ciom obskurne pokoje, n�dzne jedzenie i nieuprzejm� obs�ug�. W swym cyklicznym programie radiowym Jan nazwa� go Heartbre-ak Hotel*. Teraz jednak ca�e centrum Warszawy zosta�o odrestaurowane, pojawi�y si� wielkie, eleganckie sklepy z przeszklonymi witrynami i nowe wytworne biurowce. Na placu Trzech Krzy�y uko�czono niedawno budow� Sheratona; nast�pny mia� by� hotel Senacki. Zapali�y si� zielone �wiat�a i Kami�ski mia� w�a�nie wkroczy�* Hotel Z�amanego Serca � aluzja do tytu�u wielkiego przeboju Elvisa Presleya.na jezdni�, kiedy dobieg� go cichy, ale bardzo przenikliwy wrzask. Zatrzyma� si�, odwr�ci� i zacz�� nads�uchiwa�. Rozbawiona grupa ma�olat�w ruszy�a hurmem przez jezdni�.� Hej, s�yszeli�cie...?Ale do nich nie dotar�o nawet jego wo�anie, wi�c co m�wi�0 odleg�ym wrzasku?Czeka�. Nagle wyda�o mu si�, �e s�yszy kolejny krzyk i jeszcze nast�pny, ale przeje�d�aj�cy z rykiem autobus skutecznie wszystko zag�uszy�.Kami�ski nabra� przekonania, �e wo�anie dobiega zza pomalowanych na czerwono desek p�otu ogradzaj�cego plac budowy. Przypomina�o to krzyk kobiety albo dziecka.Ruszy� wzd�u� ogrodzenia, pr�buj�c zajrze� na teren przez szpary. W deskach by�o wprawdzie kilka dziur po s�kach, ale znajdowa�y si� troch� za wysoko i dostrzeg� przez nie jedynie lamp� �ukow�, kt�ra zapewne mia�a pali� si� przez ca�� noc1 o�wietla� plac budowy.W ko�cu dotar� do prowizorycznej bramy. Kiedy� prawdopodobnie zamykano j� na k��dk�, teraz jednak skr�cono j� kawa�kiem bardzo grubego drutu. Jan sta�, spogl�da� na bram� i zastanawia� si�, co powinien zrobi�. Je�li za p�otem rzeczywi�cie kto� potrzebuje pomocy, nale�a�oby tam zajrze�. A mo�e nie? Mo�e wystarczy tylko wykr�ci� numer dziewi��set dziewi��dziesi�t siedem i wezwa� policj�?Jak zwykle w takich wypadkach w zasi�gu wzroku nie by�o ani jednego policjanta. Dostrzeg� jedynie zbli�aj�cego si� kr�pego m�czyzn� w niebieskim mundurze, czapce z daszkiem i z akt�wk� pod pach�.- Przepraszam pana � zaczepi� nieznajomego. � Wydaje mi si�, �e za p�otem dzieje si� co� niedobrego. S�ysza�em krzyk.M�czyzna przystan�� i niezdecydowanie dotkn�� dolnej wargi. Sprawia� takie wra�enie, jakby nie rozumia� po polsku.- Dobieg�y mnie dwa lub trzy krzyki � wyja�nia� Jan. -Przypomina�o to wo�anie dziecka.M�czyzna przy�o�y� do ucha zwini�t� d�o� i po chwili potrz�sn�� g�ow�.� Nic nie s�ysz�.- Nie wiem, co mam robi�. Pan nosi mundur...- Pracuj� w Pa�acu Kultury. Jestem portierem. O�wiadczywszy to, odczeka� jeszcze chwil�, po czym wzruszy�ramionami i odszed�.- Prosz� pana! � zawo�a� za nim Kami�ski. � Ja wejd� za bram�... prosz� zadzwoni� na policj�!8Nie by� nawet pewien, czy m�czyzna go us�ysza�. Pracownik Pa�acu Kultury, nie zwalniaj�c kroku, dotar� do skrzy�owania i skr�ci� w Kr�lewsk�. Niech ci� szlag trafi! � pomy�la� Jan. -Dzi�ki za pomoc.Pr�bowa...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]