[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAMUTY
KOMEDYA W 5 AKTACH
Michała Dzieduszyckiego
O S o B Y.Ignacy hr. Krasnostawski, właściciel dóbr. Teresa, jego żona. Jadwiga | Zdzisław / ich dzieci-
Tadeusz hr. Krasnostawski, starszy brat Ignacego,
właściciel dóbr. Stanisław Zabiełłowski , niegdyś pupil Ignacego
Krasnowstawskiego, właściciel dóbr. Artur Złotnicki.
Władysław Zwirski, dyrektor szybów. Kopicki. dyrektor spółki naftowej. Maciej Kogut, gospodarz wiejski. Kamerdyner. Służący.
Chłopak kredensowy. Sługa hotelowy.
Rzecz dzieje się w pierwszych czterech aktach w Krasno- stawcach majątku Krasnostawskich, w 5-ym akcie w mieście.
Między 2-im a 3-im, tudzież między 3-im a -i-tym aktem upływa kilka tygodni.
AKT PIERWSZY.
Scena przedstawia pokój służący razem za bibliotekę i pokój do rozmowy; posadzka pokryta suknem. Pod ścianą w' głębi stoją szafy z książkami, w środku duży stół zarzucony dziennikami i książkami* w kolo stołu wygodne fotele i kozetki pokryte ma- teryą w stylu wschodnim. — Po prawej stronie od widzów.duże okno weneckie, kolo niego dębowe biurko przed którem stoi krzesło, po lewej stronie kominek, przy nim mniejszy stolik i kilka fotelików. Na ścianach wiszą kilimki i sztychy. — Drzwi w głębi i po obu stronach.
SCENA 1.
JADWIGA — ZABIEŁŁOWSKI.
(Jadwiga siedzi przy mniejszym stoliku z robótką, obok niej Zabiełłowski w stroju do konia).
JADWIGA
(piękna szatynka, lat 20, wyraz twarzy poważny, oczy myślące i badawcze. Ruchy i sposób mówienia zdradzają, panowanie nad sobą, charakter zamknięty w sobie i trochę dumny. W głosie brzmi czasem sarkazm smutny i gorycz, iz poza których przebłyskuje chwilami powstrzymywane uczucie. Mówi zwolna, ważąc słowa. W chwilach afektu i wesołości twarz jej i mowa ożywiają się, nabierają
wyrazu szczerości i prostoty. Ubrana zawsze skromnie ale z wielkim smakietn). Tatko dziś wraca. Posłano już konie po niego.
ZABIEŁŁOWSKI
(przystojny blondyn, lat około 30, z pięknym wąsem. Poivazny ale przyton serdeczny, dziarski, wesoły, naturalny i pełny prostoty). Zapewne zatrzymały go sprawy publiczne.
JADWIGA. O! te sprawy publiczne.
ZABIEŁŁOWSKI (z uśmiechem). Pani ich nie lubi?
JADWIGA.
Nie lubię, (z lekką ironią) Widocznie niema we mnie nie wyższego....
ZABIEŁŁOWSKI.
Któż się ma niemi zajmować jak nie ci, których imię i stanowisko....
JADWIGA (przerywając chłodno). Być może. Nie rozumiem się na tem. — Pan z do-'-, mu przyjeżdża?
ZABIEŁŁOWSKI.
Tak. Mam teraz gościa. Władysław Zwirski, kró- lewiak. Poznaliśmy się za granicą i zaprzyjaźnili serdecznie. Poczciwy z kościami chłopak! Trochę oryginalny, a przytem (śmiejąc się) okrutnie kochliwy!...
JADWIGA.
Wątpię aby tu znalazł ideał....
ZABIEŁŁOWSKI (śmiejąc się).
Już znalazł!... W niedzielę wrócił z kościoła rozmarzony i zakochany. Zobaczył tam jakąś ładną panienkę, nad którą się unosi i ciągle powtarza: ananas dziewczyna! On miewa czasem takie dziwne wyrażenia.
JADWIGA Ig ironią).
Taki romantyczny młodzieniec, to dziś rzadkość....
ZABIEŁŁOWSKI.
Przedstawię go Państwu. Zostawiłem go przy torfie. To zawodowy górnik, więc go korciło zobaczyć torf i nowe maszyny. Sam pojechałem na Podlipie, gdzie zaczęto dziś rzepak zbierać.
JADWIGA (chłodno).
Tak?
ZABIEŁŁOWSKI.
A stamtąd na Zalesie gdzie stawiają stertę siana.
JADWIGA (jak wyiej).
I tam ? (po chwili nie patrząc na niego z lekkim naciskiem). Poco się pan dla nas tak trudzi?...
ZABIEŁŁOWSKI (zmięszany).
Ojciec pani życzył sobie, abym w jego nieobecności doglądał gospodarstwa. A choćby mi nie był powiedział, uważałbym to za mój obowiązek....
JADWIGA (chłodno).
Obowiązek ?...
ZABIEŁŁOWSKI.
Kto tyle dobrego doznał od ojca pani.... Ja, co mu wszystko zawdzięczam, a zwłaszcza ciepło rodzinnego życia, którego inaczej byłbym nigdy nie zaznał.... Pani to przecie rozumie?...
JADWIGA (chłodno).
Być może że jestem egoistką....
ZABIEŁŁOWSKI (żywo). Nie! pani tak nie myśli jak mówi!...
JADWIGA (Modno). Zawsze mówię jak myślę (krótka pauza).
ZABIEŁŁOWSKI. Wstąpiłem także po drodze do Madejowej.
JADWIGA (z ożywieniem). Co u nich słychać? Jak się ma dziecko?
ZABIEŁŁOWSKI. Niedobrze. Ma silna gorączkę. Posiałem po lekarza.
JADWIGA (serdecznie). Dziękuję panu. Sądzi pan że dziecko wyjdzie?
ZABIEŁŁOWSKI.
Trudno przewidzieć. Obawiam się czy to nie ospa, są oznaki.
JADWIGA (zmieszana). Ospa? Pocóż się pan naraża?
ZABIEŁŁOWSKI (patrząc na nią z uśmiechem).
A pani?... Mówiła mi Maciejowa że pani była tam wczoraj. Jakże można?...
JADWIGA (z udanym sarkazmem).
Ja? O to co innego! — To mój sport. — Zresztą co na mnie zależy!... Podczas gdy pan.... z pańskimi przymiotami i doskonałością....
ZABIEŁŁOWSKI (rozżalony). Panno Jadwigo!... Dla czego mnie pani.... (słychać za sceną turkot powozu).
JADWIGA (wstaje i zbliża się szybko do okna).
Tatko przyjechał. — O! i Zdziś także! (idzie ku drztciom).
ZABIEŁŁOWSKI.
Nie chcę przeszkadzać państwu. Gdyby mnie pan Krasnostawski potrzebował, jestem na jego usługi, (kłania się i odchodzi na prawo).
SCENA 2.
KRASNOSTAWSKI — JADWIGA — SŁUŻĄCY.
(Kr asnostawsk, i wchodzi głównemi drzwiami w stroju podróżnym, za nim służący z torbą podróżną i pakietami).
KRASNOSTAWSKI
(blondyn, lat około 55, łysawy, z wąsami podkręconymi z fantazyą, ruchy szybkie, nerwowe, maniery pańskie, na twarzy jego maluje się wielka pewnośó siebie. Mówi prędko, trochę roztargniony. Mówiąc o interesach zapala się i przemawia tonem wyroczni, silnie' akcentując* Chwilami wpada w emfazę i komiczny patos) [Całując w czoło Jadwigę].
Jak się masz Jadziu. Co tu słychać?
JADWIGA. Mama była niespokojną....
KRASNOSTAWSKI (przerywając).
Wy się tylko niepokoić umiecie! Gdzie mama? Poproś ją tutaj. (Jadwiga wychodzi na lewo. — Do służącego). Torbę odnieś do mego pokoju, pakiety do pani i powiedz kucharzowi żeby się spieszył z obiadem.
SŁUŻĄCY (wychodzi głównemi drzwiami).
TERESA - KRASNOSTAWSKI — później SŁUŻĄCY. (Teresa lochodzi z lewej strony z papierami i listami).
TERESA
(szatynka, około lat 45, ze śladami piękności. Dystyngowana, z manierami wielkiej damy. Chłodna i spokojna w ruchach i mowie. Mówi pomału tonem suchym i obojętnym, z akcentem zmęczenia. Ożywia się, gdy mowa o toaletach i stosunkach światowych. Mówiąc o księżach i nabożeństwie przemawia z pewnem melancholicznem
namaszczeniem).
Cóżto się stało ?... Miałeś wrócić jeszcze w środę.
KRASNOSTAWSKI (całując ją w czoło).
Za to przywożę wam Zdzisia. Wyrobiłem mu urlop w urzędzie.
TERESA.
Gdzież on?
KRASNOSTAWSKI. Poszedł się przebrać.
TERESA.
Jakiż powód twojego opóźnienia się?... Obawiałyśmy się czyś nie zachorował.
KRASNOSTAWSKI.
Ależ moja Tereniu! Dajcież mi pokój, przecie się na kawałki nie rozerwę! Co ja winien, że się bezemnie nigdzie obejść nie mogą?... Posłuchaj tylko: posiedzenie komitetu wyborczego — narada w sprawie spółek melioracyjnych — konfereneya celem założenia fabryki sztucznych nawozów — sesya banku rolniczego — zgromadzenie członków spółki naftowej, na którein stoczyłem z Klonowskim walkę o prezesostwo....
TERESA (przerywając). Ale wybrali naturalnie ciebie?
KRASNOSTAWSKI (z dumą).
Oczywiście! Zresztą Złotnicki ranie poparł, a gdy on czego chce, to się zawsze stanie. Musiałem dać obiad dla rady zawiadowczej, nazajutrz dawał obiad Złotnicki, a wczoraj prosił mnie książę na wieczór — musiałem się przecież pokazać — więc powiedz sama!
TERESA (z ożywieniem). Nie uważałeś jaK księżna była ubraną na wieczorze?
KRASNOSTAWSKI. Taki był ścisk że się nie mogłem przypatrzyć.
TERESA.
Szkoda. — A widziałeś ojca Kalasantego?
KRASNOSTAWSKI. Nie miałem czasu.
TERESA (z wyrzutem).
Dla mnie ty nigdy niemasz czasu. Niewiem teraz kiedy się zaczną rekolekcye. — A próbki od Strzałkie- wicza przywiozłeś?
KRASNOSTAWSKI.
Przywiozłem.
TERESA. I zarzutkę dla Jadzi?
KRASNOSTAWSKI. Kazałem odnieść do twojego pokoju.
TERESA. Byłeś u Sobolewskich?
KRASNOSTAWSKI.
Byłem u nich na obiedzie ze Zdzisiem.
TERESA.
Jakże stoją, szanse Zdzisia?
KRASNOSTAWSKI.
Ja myślę że dobrze. — Helenka chętnie z nim rozmawia szeptają ze sobą — śmieją się. — Kręci się koło niej także ten mały Zaliwski, ale. Złotnicki twierdzi, że Zdziś ma większe szansy.
TERESA.
To chwała Bogu. Odprawiałam na tę intencyę nowennę.
KRASNOSTAWSKI.
No, a cóż w domu słychać?
SŁUŻĄCY (wchodząc gtównemi drzwiami).
Proszę Jaśnie pana, przyszedł ekonom....
KRASNOSTAWSKI (przerywając, kwaśno).
Niech zaczeka. (Służący wychodzi).
TERESA (podaje listy i papiery).
Przyszły jakieś papiery. Wiesz, że ja się na tem nierozumiem. — Słyszałam, że przyjeżdżał Nuta Hammer i pytał o jakiś rzepak.
• KRASNOSTAWSKI (który nasadziwszy cwikier usiadł przy biurku, uśmiechając si$ ironicznie).
Rozumiem! sprzedałem mu naprzód 500 korcy, on miarkuje, że nie będę miał w tym roku jak 300, chce mnie dusić — zobaczymy l (przegląda papiery, z ironia). Piękna instytucya! I to się nazywa instytucya obywatelska! O dwie raty zaległe grożą sekwestrem. No, alem się widział z prezesem, poczekają do jesieni.
TERESA
Był także Silbermann, oglądał chmiel.
KRASNOSTAWSKI (z, irytacyą).
Łajdak! Kupił cetnar po 50 guldenów, teraz chmiel stoi 70. Oszukał ranie i jeszcze przyjeżdża mnie kontrolować! (przegląda dalej papiery). Rachunek za maszyny do torfu. Jeszcze grajcara za torf nie wziąłem a tu płać pięć tysięcy guldenów! No, ale to się wróci, o to jestem spokojny. Wróci się z grubym procentem.... Ja ci to mówię !...
SŁUŻĄCY (wchodząc jak wyżej).
Przyszedł gumienny i prosi....
KRASNOSTAWSKI (przerywając zniecierpliwiony).
Dobrze, dobrze, niech czeka. (Służący wychodzi). Chwili spokojnej mieć nie można!
TERESA.
Ale, ale.... Przychodził tu także ten jakiś z orzełkiem.... ze Starostwa.... chciał żeby go wpuścili do stajni, do wozowni, coś chciał spisywać, mówił że się coś należy.... jakieś podatki....
KRASNOSTAWSKI (zrywa się z gniewem).
. Co? co? Kto śmiał? Ładne u nas teraz stosunki! Śliczne stosunki, niema co mówić 1... Dobrze — dobrze — zobaczymy czy ja jeszcze coś mogę i coś znaczę! (chodzi zirytowany). Muszę o tem jutro pomówić ze Złotnickim.
TERESA (zdziwiona).
Ty się spodziewasz jutro Złotnickiego?
KRASNOSTAWSKI.
Zapomniałem ci powiedzieć — Złotnicki obiecał jutro przyjechać.
TERESA.
To dobrze, ja go lubię, będzie zabawniej. KRASNOSTAWSKI (dyplomatycznie).
Ba! nie o to chodzi. Tu, moja Tereniu, chodźf
0 coś ważniejszego — (z naciskiem). Złotnicki ma zamiary na Jadwinię — ja ci to mówię!
TERESA.
Być może — uważałam że w karnawale na balach przysiadał się do niej często — tańczył z nią.
KRASNOSTAWSKI.
Dla nas jest zawsze z wielką przyjaźnią i atencyą
1 proteguje Zdzisia u Sobolewskich. A teraz sam się zaprosił !... Co do mnie, ja.... ja byłbym bardzo za nim!
TERESA.
Tak — zapewnie — Złotnicki pod względem majątkowym jest dobrą partyą — ale znów z drugiej strony.... Nikt nie wie na pewno kto on ani skąd.... Mówią niektórzy że z żydów pochodzi, że jego dziadek ieszcze nazywał się Goldhaber i handlował zbożem koło Odessy. I w nim samym jest coś.... coś....
KRASNOSTAWSKI (przerywając).
Moja Tereniu! choćby i tak było, to cóż z tego? Kto tam dziś patrzy na takie rzezzy! Złotnicki należy do pierwszych figur w kraju — wszędzie bywa — wszyscy go przyjmują i dobijają się o niego! To jeden z naj- wpływowszych dziś ludzi! To potęga — ja ci powiadam! Swoimi wpływami mógłby mi być bardzo użyteczny. Ja niemam nic przeciw niemu — owszem! — Sądzę że i Jad wini a.... jak myślisz?...
TERESA.
Mówiłam z nią kilka razy o Złotnickim, ale zdaje mi się, że nie zrobił na niej wrażenia. Mówiła o nim
jakoś wymijająco. Zresztą ona taka dziwna.... i taka skryta....
KRASNOSTAWSKI.
To staraj się ją wyrozumieć....
TERESA.
Z nią niełatwa sprawa!
KRASNOSTAWSKI.
Pomów z nią na serjo — dziś jeszcze — a jakbyś widziała, że nie idzie, to ją przyszlij do ranie, ja z nią pomówię.
TERESA.
Dobrze, spróbuję. — Próbuj i ty —ale pamiętaj, że z nią trzeba ostrożnie (wstaje i wychodzi na lewo).
SCENA 4h
ZABIEŁŁOWSKI — KRASNOSTAWSKI —
w końcu SŁUŻĄCY.
w
ZABIEŁŁOWSKI (uchylając drzwi z prawej).
Wolno wejść?
KRASNOSTAWSKI.
Ależ wolno — wolno. Jak się masz Stachu! (ściska go). No cóż, okrutnieś tu gospodarował?...
ZABIEŁŁOWSKI.
Gospodarstwo to przecie mój żywioł! Na „Podlipiu* * zaczęto dziś rzepak zbierać — niezły — ale zdaje mi się,, nie wyda tyle ile się pan spodziewał. Na Zalesiu....
KRASNOSTAWSKI
(który słuchał z roztargnieniem, przerywając).
Et! to wszystko głupstwo, całe to nasze gospodarstwo to głupstwo mój Stachu! Dziś się to nie opłacał
W najlepszym razie: Maciek zrobił, Maciek zjadł. Dziś tylko przemysł może nas uratować! Widziałeś mój torf — co? Te kilkadziesiąt morgów torfu więcej dziś warte jak cale Krasnostawce! — Ja ci powiadam!...
ZABIEROWSKI (uśmiechając się).
Na torfie się nie znam — nie studjowałem tego.
KRASNOSTAWSKI.
Nie studjowałeś? No i ja nie studjowałem — z książek!... ale praktyka! Praktyka, mój Stachu, więcej warta jak książki! Spróbuj, masz także torf. To kolosalny interes. Ja ci to mówię!
ZABIEŁŁOWSKI.
Nie potrafiłbym brać się do tego, czego nie rozumiem. Ale znam kogoś, co się na torfie rozumie.
KRASNOSTAWSKI.
A! Któż to teki?
ZABIEŁŁOWSKI.
Mój przyjaciel Zwirski. Zaprzyjaźniłem sie z nim przed laty za granicą. Królewiak, ale od kilku lat bawi u nas w kraju. Zawodowy górnik, skończył akademię i pracował w kaukazkich kopalniach. Dowiedziawszy się, że mieszkam w tych stronach, odwiedził mnie. Poczciwy chłopak, przytem głowa nie lada!
KRASNOSTAWSKI.
Czemuż go nie przywiozłeś^ Skoro się na torfie zna — to mi go daj!...
ZABIEŁŁOWSKI.
Właśnie pojechał zobaczyć tutejszą kopalnię i maszyny. Umówiliśmy się, że potem tu przyjedzie i że go państwu przedstawię.
KRASNOSTAWSKI.
Dobrze! niech przyjedzie — chętnie go poznam. Niech się przekona, że i tutaj są ludzie co się znają na
torfie! Ale wy młodzi tylko książkom wierzycie, zato w życiu jesteście niepraktyczni! "My nie mieliśmy dawniej tyle czasu do nauki, tein mniej mamy czasu dziś na to, i może dlatego właśnie mamy więcej zdrowego rozumu i więcej inicyatywy. Ja ci to mówię! Ja tam nie kończyłem jak ty Hall, ani owej wiedeńskiej Hoch- schule, a jednak należę do tych co przemysł u nas stworzyli, co nowe drogi wskazali! Jak mnie tu widzisz Stachu. do czego ja się już nie brałem, czegom ja nie próbował?! Zakładałem fabryki, stawiałem młyny i tartaki, eksploatowałem kamieniołomy, teraz torf kopię i nie było w kraju większego przedsiębiorstwa, do któregobym nie był należał! (z emfazą) Bo widzisz! tó jest nietylko interes, ale i obowiązek obywatelski! Ot, właśnie założyliśmy spółkę naftową z kapitałem półmilionowy^ tysiąc udziałów po pięćset guldenów. Wybrali mnie prezesem, więc subskrybowałem sto udziałów, ale pewny jestem, że na tem nie stracę. Mamy znakomite tereny w Kropiówce.
ZABIEŁŁOWSKI.
W Kropiówce? to tam gdzie Zwirski teraz pracuje.
KRASNOSTAWSKI.
Jakto pracuje?
ZABIEŁŁOWSKI.
Spółka angielska powierzyła mu kierownictwo 'techniczne nad swoimi szybami w Kropiówce.
KRASNOSTAWSKI.
To będziemy sąsiadować. Bardzo mi przyjemnie. On się tam może i nam przydać. My wzięliśmy na kierownika Ropickiego. To także fachowiec. Przekopał już własnych z dwakroć.
ZABIEŁŁOWSKI (uśmiechając się).
To go niekoniecznie zaleca.
KRASNOSTAWSKI.
Przeciwnie! Zapłacił za doświadczenie ale je ma! O! Ropisio to głowa! Wiesz co, Stachu, — przystąp i ty
2
do nas,!... Weź kilkadziesiąt udziałów, ja cię wkręcę do zarządu. Możesz nam oddać przysługi, a sobie zrobić po- zycyę. Co — dobrze?
ZABIEŁŁOWSKI.
Kiedy bo ja nie posiadam wszechstronności panón....
KRASNOSTAWSKI....
[ Pobierz całość w formacie PDF ]