download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JONATHAN CARROLLDURNE SERCESCENARIUSZE FILMOWEPRZEŁOŻYŁ JACEK WIETECKITYTUŁ ORYGINAŁU THE IDIOT HEART, SHOES AT WARDURNE SERCEZEWNĘTRZE. WIEJSKA DROGA. DZIEŃOpustoszałš polnš drogš idzie wolno bardzo stary mężczyzna (Herbert Weigel). Towarzyszy mu młoda suczka, Aalto, uwišzana na smyczy. Herbert ubrany jest w łachmany widać, że jest biedny i zostało mu niewiele życia. Co jaki czas drogš przejeżdża ciężarówka, ale nie za często. Znajdujemy się gdzie na wsi, na kompletnym odludziu.WEIGEL:No już, Aalto, przestań marudzić. Musimy się spieszyć. Nie starczy dla nas jedzenia, jak się nie pospieszymy.Weigel przyspiesza trochę kroku, ale zaciekawiony wszystkim pies nie zwraca na niego uwagi. Jaki samochód mija ich ze wistem. Herbert zatrzymuje się i spoglšda na auto. Pies natychmiast kładzie się na ziemi.WEIGEL:Może następnym razem kupię sobie mercedesa. Wielkš limuzynę, hę? Czerwonš. Co ty na to, Aalto? Chciałaby zajeżdżać do klasztoru czerwonym mercedesem?Suczka wywija ogonem. Starzec wzdycha i podejmuje wędrówkę. Sięga pod połę płaszcza i wyjmuje z kieszeni nadgniłš skórkę chleba. Zdrapuje z niej pleń i brud, odłamuje kawałek i częstuje psa. Aalto obwšchuje skórkę i odwraca się od niej z niesmakiem. Herbert wzrusza ramionami i zaczyna jeć.WEIGEL:Za młoda jeste, żeby to zrozumieć, Aalto. Jak się nie ma co do gęby włożyć, to wszystko smakuje. Zakonnice cię rozpieciły. A gdyby ich zabrakło? Gdybymy nie mogli co wieczór ić do klasztoru i najeć się zupy i chleba? Co by się z nami stało?Idš dalej. W oddali, na niewielkim wzgórzu, zaczynamy dostrzegać cel ich wędrówki stary klasztor.WEIGEL:Te kobiety sš więte. Każda jedna to prawdziwa więta.Oboje kontynuujš marsz. Słyszymy zbliżajšcy się z tyłu samochód. Herbert odwraca się w ostatniej chwili, gdy auto zaczyna zwalniać. Jest to piękny, nowiuteńki, czarny range rover, lnišcy od chromu i wyposażony w liczne reflektory. Tršbišc, zatrzymuje się obok starca. Sygnał klaksonu jest poczštkiem Pištej Symfonii Beethovena. Zarówno Herbert, jak i pies odskakujš na bok. W samochodzie ubrani w czarne mnisie habity i trzymajšcy kosy siedzš Czterej Jedcy Apokalipsy! Otwiera się okno od strony pasażera. Zanim siedzšcy tam Jedziec wyjška słowo, Herbert rozpoznaje go i krzyczy. Unosi ręce w przerażeniu i, najszybciej jak może, zaczyna się cofać.PIERWSZY JEDZIEC:Przepraszam pana, czyWEIGEL:Jeszcze nie teraz! Jeszcze nie jestem gotowy na mierć!Odwraca się, szybko podnosi psa i rzuca się do ucieczki przez pole. Przez moment obserwujemy go, a potem wolno wracamy do samochodu. Siedzi w nim czterech eleganckich mężczyzn w modnych, czarnych garniturach. Pasażer (i zarazem pierwszy Jedziec), Sukalo, spoglšda na kierowcę, Helda.SUKALO:Co ja powiedziałem? Przecież nic nie powiedziałem.HELD:Nie znoszę tych pieprzonych wioch. Wszyscy majš tu nierówno pod sufitem. Najlepiej zabierajmy się stšd.NEUFELDT (poza ekranem):Wychodzę. Chcę się trochę rozejrzeć.Kimkolwiek jest Neufeldt, musi to być kto ważny, gdyż Sukalo wyskakuje z samochodu i otwiera mu drzwi. Neufeldt powoli wyłania się z auta. Ma okazałš posturę, około szećdziesištki, wyglšda imponujšco.NEUFELDT:Gdzie mapa? Dajcie mi mapę.Eppler, jego asystent, gramoli się za nim i wycišga mapę z nesesera, który trzyma w ręku. Rozpociera mapę na masce samochodu i Neufeldt podchodzi, aby na niš spojrzeć.EPPLER:Jestemy o, tutaj. Widać już opactwo za wzgórzem.NEUFELDT:Tak, a którędy ma pobiec droga?Eppler pokazuje na mapie.EPPLER:W górę wzniesienia, przez rodek lasu, aż na drugš stronę.NEUFELDT (sceptycznie, do Helda):Jeste tego pewien?Held, wyranie zmieszany i zdenerwowany, usiłuje nie dać nic po sobie poznać.HELD:Mój bratanek pracuje w ministerstwie. Mówi, że widział plany i że włanie tutaj chcš wybudować tę drogę, sir.NEUFELDT:Jako nie chce mi się wierzyć, że zburzš klasztor, aby poprowadzić autostradę.EPPLER:Nie zburzš go. Droga pobiegnie tuż obok.NEUFELDT:No włanie tak blisko, że hałas będzie im przeszkadzał w modlitwach! Prawdę mówišc, gówno mnie to obchodzi. Jak dla mnie, papież to zwykły biznesmen w miesznym, białym kapeluszu. Katolicy majš największy szmat ziemi na Manhattanie. No dobra, jedmy już. Chcę zobaczyć cały teren, zanim wejdziemy w ten interes.Wraca do samochodu i wchodzi do rodka. Pozostała trójka spoglšda po sobie.EPPLER (cicho, do Helda):Jeste absolutnie pewien? Bo jeli się mylisz, to on obedrze cię ze skóry.HELD:Wiem, wiem!Eppler wraca do samochodu i siada obok Neufeldta. Sukalo i Held patrzš na siebie.SUKALO:Jeżeli się uda, Neufeldt zrobi z ciebie milionera.HELD (z niewyranš minš):Tak, ale jeli się nie uda, zrobi ze mnie przecier pomidorowy. No, w drogę. Nienawidzę tych pieprzonych wioch. Wszędzie pleni się zgnilizna i robactwo. Nawet nie wiesz, ile na wsi jest robaków!Z tymi słowy wsiadajš do samochodu i odjeżdżajš. Kamera ledzi ich odjazd, po czym obraca się i kieruje w stronę pól. Daleko od drogi, na polu, stoi Weigel i patrzy w naszš stronę. W tle za nim wznosi się klasztor.CIĘCIEZEWNĘTRZE. KLASZTOR W. URSZULI. DZIEŃ.Z zewnštrz klasztor sprawia wrażenie wiekowej, mocno podupadłej budowli. Od lat nie wykonywano w nim żadnych prac remontowych, co widać na każdym kroku. W dużym ogrodzie, przed głównym gmachem, cztery zakonnice pracujš na klęczkach. Siostra Elisabeth, po pięćdziesištce, bardzo rzutka, podnosi się wolno z kolan i ociera spocone czoło.ELISABETH:Tafelspitz. Z marchwiš, ziemniakami i z mnóstwem Apfelkren.Potrzšsa głowš i umiecha się na myl o posiłku. Siostra Mary, znacznie młodsza i bardzo ładna, podnosi na niš wzrok.MARY:A ja scampi. Dziesięć scampi opiekanych w male. Nie, dwanacie! A niechby i okršgły tuzin. Z małš sałatkš. Scampi z dodatkiem małej sałatki.ELISABETH:Masz smaczek na drogie jedzenie. Wydaje mi się, że jadłam kiedy scampi. O ile pamiętam, smakiem przypominały gumę.MARY:Kiedy żyłam za murami klasztoru, jadłam je co tydzień. W Szóstej Dzielnicy jest taka restauracja, gdzieSiostra Dorothee, bardzo otyła i niezbyt atrakcyjna, potrzšsa głowš.DOROTHEE:Czy musimy wysłuchiwać następnej opowieci o tym, jak dawniej wyglšdało twoje życie? Dziękuję, ale uważam, że poznałymy już dosyć pikantnych szczegółów.Upokorzona Mary zwiesza głowę. Siostra Barbara, bardzo stara i o ciętym języku, natychmiast przychodzi jej z odsieczš.BARBARA:Nie powinna rano zapominać o miłosierdziu, Dorothee. Zawsze masz przy sobie ostry języczek, ale często zapominasz zabrać miłosierdzie.DOROTHEE (obrażona):Powiedziałam tylko, żeBARBARA:Słyszałymy, co powiedziała, i nie było to uprzejme. Historia życia Mary przed wstšpieniem do klasztoru to jej prywatna sprawa. Tak jak twoje życie jest twojš sprawš. Nie masz prawa jej osšdzać tylko dlatego, że żyła w sposób ekstrawagancki. Nikt z nas nie ma takiego prawa. Tylko On.Podnosi kciuk w stronę Boga.DOROTHEE (wybuchajšc):Dlaczego zawsze ja? Czemu zawsze mnie się naprzykrzacie? Maria była prostytutkš, a ja żyję w klasztorze, odkšd skończyłam dwanacie lat. Ale wy zawsze wrzeszczycie na mnie, ponieważELISABETH:Ucisz się, Dorothee. Przez ciebie którego dnia przejdziemy na buddyzm!Siostra Gabrielle, młodziutka i niewinna, wychyla się z klasztornego okna i woła do pozostałych.GABRIELLE (wesoło): Kolacja gotowa!W tym momencie nad jej głowš pęka i odłamuje się wielka bryła fasady budynku. O mały włos spadajšcy na ziemię fragment nie skraca Gabrielle o głowę. Wszystkie kobiety zrywajš się na równe nogi i biegnš w tamtš stronę.BARBARA (z wciekłociš):Przecież jej mówiłam! Mówiłam matce przełożonej, że kto się kiedy tutaj zabije no i stało się! Tyle razy powtarzałam. Widziałycie? Spadło jak gilotyna. Mogło jej obcišć głowę! No cóż, chodmy na kolację, zanim ten budynek pozabija nas wszystkie!ELISABETH (z humorem):Czy dzisiaj będzie Tafelspitz?Spoglšda na siostrę Mary i mruga porozumiewawczo.MARY:A może scampi?BARBARA:Soczewica i knedle i bšdcie za to wdzięczne!ELISABETH (umiechajšc się do Mary):To ja już wolałabym scampi.Kobiety zbierajš narzędzia i ruszajš w kierunku budynku.MARY:Już drugi raz w tym miesišcu dzieje się co takiego. Komu w końcu stanie się krzywda.DOROTHEE:Nic nie można poradzić. Remont jest konieczny, ale nie ma na to pieniędzy. Może jak komu stanie się krzywda, będš musieli co z tym zrobić.Nagle zakonnice słyszš dochodzšce z daleka krzyki. Zatrzymujš się i odwracajš w stronę hałasu. Weigel i jego pies pędzš ku nim jak szaleni.WEIGEL:Siostry, widziałem Czterech Jedców Apokalipsy! Przyjechali w czarnym, ognistym samochodzie i zapytali mnie o drogę!Kobiety, spoglšdajšc na siebie, starajš się zataić rozbawienie. Jedynie Dorothee nie kryje dezaprobaty.BARBARA (tkliwym tonem):Herbercie, co my bymy bez ciebie poczęły? Twoje widzenia bez przerwy odnawiajš mojš wiarę w cuda.DOROTHEE (lekceważšco):To nie żadne cuda, tylko wariactwo! Każdego tygodnia słyszymy co nowego. Pamiętacie, jak zobaczył Pana Boga siedzšcego na kasztanowcu?ELISABETH:Albo Jezusa nakazujšcego: Zbieraj makulaturę?Mary mieje się na cały głos.DOROTHEE (sfrustrowana):Codziennie karmimy jego i psa, a on ma cišgle te widzeniaBARBARA... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl