download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W�adys�aw Stanis�aw ReymontDwie wiosnyW�OSKAD�ugo - tygodnie ca�e nie wychodzi�em z. pokoju, wi�c tylko przez okna patrzy�emna �wiat: na szare,brzemienne wiosn� niebo, to na morze gniewnie rozko�ysane, to na czuby figowc�wo bladoz�otychp�omykach listk�w, gdy je wiatr przygina� do okien; to znowu przez zgaszoneszkliwo deszcz�w z�oci�ymi si� gaje cytryn i pomara�cz i szarza�y srebrem oliwki, a poza nimi, w g��bidalekiej majaczy�yporwane kontury g�r. A nocami, tymi niesko�czonymi nocami marcowymi krzycza�omorze i k�ami falszarpa�o ska�y, a� dom trz�s� si� w posadach i ca�e stada wichr�w przewala�y si�przez moj� teras� i zj�kiem i wyciem spada�y do morza. - A rankami j�cza�y �a�o�nie �eruj�ce mewy iwy�y parowce w ma�ejZatoce Sorrenty�skiej.Wiosna nadchodzi�a.Czeka�em, cierpliwie si� i rozmarza�em si� cudami, jakie czeka�y na mnie tam -za �cianami hotelu, wpolach i gajach Sorrenta....czasami rzucono mi okwiecon� ga�� brzoskwini;...to bukiet liliowych dzikich lewkonii, kt�rych nami�tny zapach przynosi� miwiatr od ska�wybrze�nych;...albo wyblak��, zimn� purpur� dogasaj�cych kamelii;...lub d�ugie p�dy migda��w o krwawych kwiatach jakby sk�panych w zorzachzachodu;...a czasami p�k z�otych ku� pomara�czowych.I wtedy izba moja, smutna i zimna, roz�wietla�a si� barwami i kwiaty �piewa�y mio wio�nie, o bliskiej,ut�sknionej wio�nie.A tak strasznie �akn��em tej wiosny - tej w�oskiej wiosny, tej wiosny �piewanejprzez poet�w, o kt�rejmarzy�em przez wszystkie lata �ycia mojego, �e �ni�em o niej jak o cudzie cud�w,�e by�a mi ju� sam�t�sknot� - la "primavera" italska.A� pewnego dnia nie wytrzyma�em, zerwa�em si� i poszed�em jej szuka�.Poranek by� jasny, ale ro'zprazony i dusz�cy - "sirocco" wia� dnia tego.Zatoka Neapolita�ska by�a zm�cona, podobna do olbrzymiej balii, pe�nej mydlinopalizuj�cych.Wezuwiusz nie dymi�, a kopci� niemi�osiernie i rozpo�ciera� brudne �achmanydym�w nad Pompeja.A ca�y brzeg zatoki pe�en miast i dom�w wygl�da� jak stara, rozpadaj�ca si�cembrowina gipsowa.Neapol r�owi� si� przez szkliste bielma opar�w, a Capri, Procida, Ischia -wychyla�y na horyzoncie zg��bin morza i mgie� bezkszta�tne cielska, podobne do mitycznych lewiatan�w.Brzeg sorrenty�ski od Mety a� do Capo di Monte szarza� urwist�, pogi�t� iposzarpan� �cian� skaln�, nakt�rej zieleni� si� pas ogrod�w pomara�czowych i biela�y grupy dom�w.Na w�skich terasach, przyczepionych do prostopad�ej ska�y wybrze�a, w za�amkachska�, w szczelinach- zieleni�y si� n�dzne trawy, czasem dzikie lewkonie fioletowymi kwiatamiplami�y szarawe t�a, toznowu jakie� marne, poskr�cane, po�amane kar�owate figowce lub oliwki ssa�yn�dzny �ywot zrumowisk lub ma�a plantacja pomara�cz, zas�oni�ta od wichr�w matami, przypiera�arozpaczliwie doska�...Nie, tutaj wiosny nie by�o.Poszed�em od morza w g�r�.Drogi g��bokie, otwarte z wierzchu kana�y, obmurowane do wysoko�ci pierwszegopi�tra muramipodtrzymuj�cymi ogrody - zion�y ch�odem piwnicznym, pokryte by�y ple�ni�, wodas�czy�a si� pomurach okrytych mchami i zieleni�; w�ski pas nieba nad g�ow� przys�ania�yfantastyczn� siatk� ga��ziedrzew, ci�kie kule pomara�cz wisia�y bez�adnie, to rozkwit�e migda�y jak ob�okczerwony wznosi�y si�nad drog�, a miejscami czere�nia bia�ymi kielichami zagl�da�a lub stuoki b�bpatrzy� znad muru.Szed�em a� na wy�yn� Conti delie Fontanelle, bo dusi�em si� tutaj.Cisza by�a martwa, s�o�ce blad� i ciep�� grzyw� podnosi�o coraz wy�ej imi�kczy�o ostre konturycieni�w, drzewa sta�y bez ruchu jakby omdla�e, jakby w katalepsji zwiesza�y si�li�cie.Droga sz�a coraz wy�ej, by�a coraz szersza i suchsza, wi�a si� ju� kr�tym pasemkurzawy a� do szczytusamego - sk�d roztacza�a si� ogromna panorama na Sorrento i ca�� Zatok�Neapolita�sk� - ogromnyamfiteatr niesko�czonymi terasami schodz�cy do morza - olbrzymi ogr�d pe�enm�odej zieleni winnic,co jak paj�czyna rozpina�y si� wzd�u� dr�g, po zboczach g�r, po drzewach, poterasach, po balustradachbia�ych dom�w - wsz�dzie omota�y sw� prz�dz� szarozielon�, od szczyt�w g�rzamykaj�cych z trzechstron amfiteatr i sp�ywa�y do morza, i tam ta ziele� blada przechodzi�a wb��kitnomodraw� stal, a potempali�a si� ju� ku �rodkowi zatoki jak wypolerowane srebro.A z drugiej strony od Zatoki Saleme�skiej g�ry obrywaj� si� prawie nagle ipodruzgotane, porwane,postrz�pione i zwalone w chaotyczne rumowiska spadaj� wprost w morze, kt�re jaknieobj�ty okiembasen z lapis lazuli, popr�gowany z�otymi pasmami - pali�o si� w s�o�cu...Kilka mew bia�obrzusznych przecina�o b��kity, kilka �odzi rybackich bia�ymi�aglami plami�o szafirow�to� a poza tym pustka przeogromna, topiel wody i s�o�ca, bezbrze�no�� imilczenie. Ale i tutaj nie by�owiosny.By�a w�t�a ziele�, kwiaty bez zapachu, przestrzenie bez g�os�w, odradzanie si�przyrody bez rado�ci - anigdzie krzyku triumfuj�cego wiosny, nigdzie zgie�ku pot�niej�cego �ycia,pr�enia sok�w, po��daniasi�, nienawi�ci, mi�o�ci, zmartwychwstawania i tych nieprzeliczonych g�os�wnaszej wiosny - naszejziemi.Te w�skie pasy ziemi, narzucone na skalne pod�o�e, nic bucha�y �arem, kwiatami,zieleni�, �yciem - ajakby wyczerpane walk� ze s�o�cem i z kamieniem, le�a�y ciche i p�awi�y si�melancholijnie w tymciep�ym, kaloryferowym prawie powietrzu.Kaloryferowa, cieplarniana wiosna.A dooko�a roztocze niesko�czone monotonnego b��kitu i wody nieruchomej,zmartwia�ej, a w po�rodkuca�y ten kraj garbaty g�rami, kraj rumowisk bez�adnych, brzydkich i dzikich,poplamiony k�pamin�dznych zieleni, wpo�r�d kt�rych s�aniaj� si� strasznie brzydkie domy imiasteczka.I na drogach smutnych, kamienistych le�y wieczna, martwa cisza, czasem spo�r�dtych g�r trupich,spo�r�d tych bezmy�lnych zsypowisk zdechni�tych g�az�w, z bladych aloes�w idzikich kaktus�wwychyla�y si� brodate g�owy k�z - a cz�ciej jeszcze gromady dzieci �ebrz�cych osoldy.Niebo bez chmur, morze bez ruchu, ziemia bez krzyk�w - martwa cisza rumowiska,w�r�d kt�rego plenisi� z trudem, z bole�ci�, w m�ce, ci�kie, g�odne �ycie.I na pr�no dzie� ca�y szuka�em tej wiosny wymarzonej, tej cudnej "primavery"italskiej - nie ma jej wItalii, ona jest tylko u poet�w, ale tym pi�kniejsza i rzeczy wistsza.Kiedym powraca�, mroki ju� przys�ania�y ca�y amfiteatr Sorrenty�ski - �wieci�ytylko najwy�sze szczytyg�r i wody w zatoce.A cisza tego wiosennego wieczoru by�a jeszcze ci�sza, bardziej smutna i martwani�li we dnie.W jakiej� zagrodzie, schowanej w cytrynowym gaju, os�y zacz�y rycze�przera�liwie, odpowiada�y im iinne z dala i z bliska, �e uczyni� si� ohydny koncert wieczoru.POLSKAUcieka�em z W�och, gnany niepokonan� t�sknot� za krajem.Jecha�em dnie i noce, a� pewnego wczesnego dnia czerwcowego, przed wschodems�o�ca, o �wicie,poci�g wyrzuci� mnie na ma�ej, pustej stacyjce w okolicach Piotrkowa - iodlecia� z hukiem. By�emjakby wyrzucony z chaosu na samo dno ciszy.Przej�cie by�o tak gwa�towne, �e d�ug� chwil� nie wiedzia�em, co si� ze mn�sta�o, by�em jeszczeprzenikni�ty krzykiem poci�g�w, ha�asem i ruchem tylodniowej jazdy szalonej;ogl�da�em si�bezradnie, a przez m�zg przewala�y si� s�oneczne krajobrazy, g�ry, morza,rozwrzeszczane miasta,tysi�ce twarzy, tysi�ce przedmiot�w, tysi�ce g�os�w - majaczy�o si� we mnie...Szaro by�o i tak pusto, i tak cicho, �e oprzytomnia�em. Poszed�em w tenprzed�witowy mrok, w pola, naprze�aj.Mg�y jakby runami we�ny pokrywa�y ��ki, zbo�a jeszcze czarne sta�y cichopochylone, w rosach ca�e,senne; szarozielonawa kurzawa �witu przys�ania�a �pi�c� ziemi�; pierwsze zorzerozs�czy�y si� nawschodzie i m�y�y opa�owymi py�ami.Wszystko spa�o jeszcze.Usiad�em na piaszczystej, wilgotnej wydmie pod lasem, nie mog�em i��, ba�em, si�m�ci� tej �wi�tejciszy z�rz pierwszych, nie �mia�em budzi� majestatu snu wiosennego...Ogromny las sta� za mn� w niezg��bionej ciszy, s�ycha� by�o tylko monotonnekapanie rosy i co� jakoddech tych pni olbrzymich, zbitych w g�stw�, st�oczonych, jakby si�wspieraj�cych w tym s�odkimodpocznieniu.A przede mn� nieobj�ta r�wnia szarozielonawa; chaos nieuchwytnych jeszczezarys�w drzew, wsi, p�l ilas�w przez kt�ry snu�y si� jak wizja senna ledwo odczute zarysy rzeki - nibypas mgie� szklistych.Ale �wit ju� nadchodzi�.Niebo zacz�o si� oddziela� na wschodzie od ziemi w�skim pasem opali,przechodzi�o w r� i �arzy�osi� coraz bardziej, rozlewa�o, stawa�o si� p�ynn� purpur�, a potem olbrzymimip�omieniami rozla�o si�na horyzoncie.I na ziemi uczyni�o si� ja�niej, z g��bin szarych zaczyna�y wyrzyna� si� zarysyjakich� ko�cio��w, wie�,drzew, to aleja jaka� zarysowa�a si� pot�nym konturem, to wsie odrywa�y si�czarnymi plamami zg��bin, to strumie� wyb�ysn�� nagle z szaro�ci lub szyba staw�w zamigota�acienie ust�powa�y jakbyopony �ci�gane z ziemi zorzanymi palcami �witu, �e coraz nowe wsie, domy,drzewa, drogi, polawychyla�y si� z pr�ni, stawa�y si�, zaludnia�y ziemi� - a horyzont wci�� si�rozja�nia�, r�s�, rozszerza�,rozpurpurza� i cofa�, a� zgin�� w blaskach dnia, bo spod z�rz wychyli�a si�rozpalona obr�cz i po chwilikrwawe, bezrz�se oko s�o�ca zawis�o w przestrzeniach. Budzi�a si� ziemia.Las drgn��, zaszemra� i pochyli� korony ku s�o�cu, a z ��k i oparzelisk zacz�ybi� mg�y w g�r� jak dymyz trybularzy. Stawy podnosi�y powieki mgie� i sennym jeszcze, zorzanymspojrzeniem patrzy�y w niebo;zbo�a zachrz�ci�y �d�b�ami, poruszy�y si� sennie, �e rosa jak grad r�owymiper�ami posypa�a si� naziemi�. Strumienie zabulgota�y i p�yn�y szybciej, rado�niej.Nad mokrad�ami czajki ju� chybota�y bia�ymi podbrzuszami, ko�owa�y i kwili�y,bocian zaklekota� nadstodo�� jak�� i ci�k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl