[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Henry Kuttner Dwur�ka maszynaZawsze od czas�w Orestesa istnieli ludzie, kt�rych �ciga�y Furie.Dopiero jednak w Dwudziestym Drugim Wieku ludzko�� stworzy�a dla siebie zestali zesp� prawdziwych Furii. Przedtem ludzko�� przesz�a kryzys. By�wi�c sensowny pow�d do budowy cz�ekokszta�tnych Furii, chodz�cych krok wkrok za lud�mi, kt�rzy zabijali innych ludzi. Za nikim wi�cej. Nie by�oju� w�wczas �adnych innych przest�pstw, kt�re mia�yby jakiekolwiekznaczenie.Rzecz by�a prosta. Bez �adnego ostrze�enia cz�owiek, kt�ry czu� si�ca�kowicie bezpieczny, nagle s�ysza� za sob� ciche st�panie. Ogl�da� si� iwidzia� id�c� ku niemu maszyn� o dw�ch r�kach, wygl�daj�c� jak cz�owiek zestali, bardziej nieprzekupn�, ni� m�g�by by� jakikolwiek cz�owiekzbudowany z czego� innego ni� stal. Wtedy dopiero morderca wiedzia�, �ezosta� os�dzony i skazany przez wszechwiedz�ce, elektroniczne umys�y,znaj�ce spo�ecze�stwo lepiej, ni� m�g�by je pozna� jakikolwiek umys�ludzki.Przez reszt� swoich dni cz�owiek s�ysza� za sob� owe ciche kroki,krocz�c� klatk� o niewidzialnych pr�tach, kt�ra odgradza�a go od �wiata.Ju� nigdy w �yciu nie mia� by� samotny. A pewnego dnia - nigdy niewiedzia�, kiedy stra�nik zmienia� si� w kata.Danner siedzia� wygodnie rozparty na profilowanym, restauracyjnymkrze�le i smakowa� j�zykiem kosztowne wino. Przymkn�� oczy, by lepiej czu�jego smak. Czu� si� absolutnie bezpieczny. Och, by� chroniony, chroniony wspos�b doskona�y. Ju� blisko godzin� tu siedzia�, zamawiaj�c najdro�szepotrawy, ws�uchuj�c si� w cich� muzyk� i szmer rozm�w przy s�siednichstolikach. To by�o mi�e miejsce. I by�o bardzo mi�o mie� tak du�opieni�dzy - teraz.To prawda, musia� zabi�, by je zdoby�. Nie masz poczucia winy, je�lici� nie wykryj�, a Danner by� chroniony. Chroniony u samego �r�d�a, coby�o czym� nowym w tym �wiecie. Danner zna� konsekwencje zab�jstwa. GdybyHartz nie przekona� go, �e jest absolutnie bezpieczny, nigdy by niepoci�gn�� za spust...Przez jego umys� przemkn�o wspomnienie jakiego� archaicznego s�owa.Grzech. Nic nie znaczy�o. Kiedy�, w jaki� niezrozumia�y spos�b, ��czy�osi� z win�. Teraz ju� nie. Ludzko�� przesz�a zbyt wiele. Grzech by� s�owempozbawionym znaczenia.Przesta� o tym my�le� i skosztowa� sa�aty "heart-ofpalms". Niesmakowa�a mu. No c�, z takimi rzeczami trzeba si� liczy�. Nic nie jestdoskona�e. Znowu �ykn�� wina. Lubi�, jak szk�o, niby co� �ywego, wibrowa�ow jego r�ku. To by�o dobre wino. Zastanawia� si�, czy nie zam�wi� jeszcze.Nie, pomy�la�, zostawmy to na nast�pny raz. Tak wiele by�o jeszcze przednim, tak wiele czeka�o na niego. To by�o warte ka�dego ryzyka. A on,oczywi�cie, nie ryzykowa�.Danner by� cz�owiekiem, kt�ry urodzi� si� w niew�a�ciwym czasie. By�wystarczaj�co stary, by pami�ta� ostatnie dni utopii, wystarczaj�co m�ody,by schwyta�y go w pu�apk� nowe prawa ekonomii niedostatku, kt�re maszynynarzuci�y swoim tw�rcom. We wczesnej m�odo�ci mia� dost�p do ka�degozbytku, tak jak wszyscy. Pami�ta� dni, kiedy dopiero dorasta�, a ostatnieMaszyny Ucieczki jeszcze pracowa�y, pami�ta� cudowne, jaskrawe, przedziwnewizje �wiat�w, kt�re nigdy nie istnia�y i istnie� nie mog�y. Potemekonomika niedostatku zlikwidowa�a te przyjemno�ci. Teraz dostaje si�, cokonieczne - i nic wi�cej. Teraz trzeba pracowa�. Danner nienawidzi� ka�dejminuty tych nowych czas�w.Gdy nadesz�a gwa�towna zmiana, by� zbyt m�ody i niedo�wiadczony, bywzi�� udzia� w wy�cigu. Dzisiejsi bogacze byli lud�mi, kt�rzy zbudowaliswe fortuny na kontrolowaniu nielicznych rozkoszy, zapewnianych jeszczeprzez maszyny. Wszystko, co pozosta�o Dannerowi, to pi�kne wspomnienia iponure, gniewne uczucie, �e go oszukano. Jedyne, czego pragn��, to, bywr�ci�y jasne dni i nie mia�o znaczenia, jak to osi�gn��.C�, teraz to osi�gn��. Przesun�� palcem po brzegu kieliszka,ws�uchuj�c si�, jak cicho d�wi�czy pod jego dotkni�ciem. Dmuchane szk�o? -zastanawia� si�, Zbyt ma�o wiedzia� o przedmiotach zbytku, by zrozumie�.Ale nauczy si�. Mia� ca�e �ycie, �eby si� uczy�. I by� szcz�liwym.Popatrzy� na sal�. Poprzez przezroczysty dach widzia� st�oczone wie�emiasta. Tworzy�y kamienny las ci�gn�cy si� dalej, ni� si�ga� wzrokiem. Ato by�o tylko jedno miasto. Kiedy si� nim zm�czy, b�d� inne. Wok� kraju,wok� planety le�a�a sie� ��cz�ca miasto z miastem, podobna do olbrzymiej,spl�tanej, na wp� �ywej monstrualnej paj�czyny. Mo�na j� nazwa�spo�ecze�stwem.Poczu� nagle, jak zadr�a�a.Si�gn�� po wino i wypi� szybko. Cie� niepokoju, kt�ry, jak mu si�zdawa�o, wstrz�sn�� fundamentami miasta, by� czym� nowym. To dlatego...tak, z pewno�ci� powodem by� nieznany dot�d l�k.To dlatego, �e nie zosta� odkryty.To nie mia�o sensu. Oczywi�cie, miasto by�o tworem z�o�onym.Oczywi�cie, pracowa�o w oparciu o niezawodne maszyny. One i tylko onesprawia�y, �e cz�owiek nie stawa� si� - i to szybko - kolejnym wymar�ymgatunkiem. Z maszyn komputery analogowe, elektroniczne komputery by�y�yroskopem wszelkiego �ycia. Stwarza�y prawa i wymusza�y ich stosowanie,prawa konieczne, by utrzyma� ludzko�� przy �yciu. Danner niewiele rozumia�z pot�nych zmian, kt�re przetoczy�y si� nad spo�ecze�stwem za jego �ycia,ale tyle wiedzia� nawet on...Wi�c by� mo�e s�usznie poczu� dr�enie podstaw porz�dku spo�ecznego, bosiedzia� tu, w wygodnym fotelu z pianogumy, popija� wino, s�ucha� cichejmuzyki, a �adna Furia nie sta�a za nim, by dowie��, �e kalkulatory wci��strzeg� ludzko�ci...Je�eli nawet Furie nie s� nieprzekupne, to w co mo�e wierzy� cz�owiek?I dok�adnie w tym momencie przyby�a Furia.Danner us�ysza�, jak szmery wok� cichn�. Zamar� z widelcem w po�owiedrogi do ust. Spojrza� ku drzwiom. Furia by�a wy�sza ni� cz�owiek. Sta�aprzez chwil� nieruchomo, popo�udniowe s�o�ce rzuca�o o�lepiaj�ce b�yski,odbijaj�c si� w jej ramieniu. Nie mia�a twarzy; mimo to zdawa�a si� wolnobada� wzrokiem jeden stolik po drugim. Potem wesz�a i s�oneczny refleksznik� z jej ramienia; wygl�da�a jak zakuty w sta� cz�owiek, powoli id�cmi�dzy jedz�cymi.- Nie do mnie - powiedzia� do siebie Danner, odk�adaj�c pe�ny widelec.- Wszyscy si� zastanawiaj�. Ja w i e m. I, jak do ton�cego umys�u,nap�yn�o czyste, ostre, skoncentrowane w jednej chwili, a przecie� zwyra�nym ka�dym szczeg�em, wspomnienie tego, co m�wi� Hartz. Tak, jakkropla wody mo�e odbija� obraz szerokiej panoramy skupiony w male�kimognisku, czas zdawa� si� skupia� w jednej sekundzie p� godziny, kt�reDanner i Hartz sp�dzili razem w biurze Hartza, gdzie �ciany stawa�y si�przezroczyste za naci�ni�ciem guzika.Zn�w zobaczy� Hartza, pulchnego, jasnow�osego, ze smutnie opuszczonymibrwiami. Cz�owiek, kt�ry wydawa� si� spokojny, p�ki nie zacz�� m�wi�;wtedy czu�o si� wok� niego jakby p�omie�, atmosfer� tak silnego napi�cia,i� zdawa�o si�, �e powietrze dr�y bezustannie. Danner, w swojej wizji,sta� przed jego biurkiem, czuj�c przez podeszwy but�w wibracj� pod�ogi -uderzenia serc komputer�w. Widzia� je przez szyby - g�adkie, l�ni�ceprzedmioty z migaj�cymi na p�ytach czo�owymi �wiate�kami podobnymi dop�omyk�w p�on�cych w barwach, szklanych zniczach. S�ysza� ich dalekiterkot, kiedy wch�ania�y fakty, analizowa�y je i odpowiada�y j�zykiemliczb, wydaj�c tajemne decyzje. Trzeba by�o takich ludzi jak Hartz, byzrozumie� znaczenie ich wyrok�w.- Mam dla ciebie robot� - powiedzia� Hartz. - Chc�, �eby zgin�� pewiencz�owiek.- Och, nie - odpar� Danner. - Za jakiego durnia mnie pan bierze?- Chwileczk�. Umiesz wydawa� pieni�dze, prawda? - Na co? - spyta�gorzko Danner. - Na elegancki pogrzeb?- �ycie w luksusie. Wiem, �e nie zrobisz tego, o co prosz�, je�li niedostaniesz pieni�dzy i ochrony. I w�a�nie to chc� ci zaproponowa�.Ochron�.Danner popatrzy� przez przezroczyst� �cian� na komputery.- Jasne - powiedzia�.- Nie, naprawd�. Ja... - Hartz zawaha� si�, rozejrza� po pokojuniespokojnie, jakby nie dowierzaj�c �rodkom, podj�tym przez siebie dlazapewnienia tajno�ci tej rozmowy. - To co� nowego. Je�eli zechc�, mog�przesterowa� Furi�. - Jasne - powiedzia� znowu Danner.- To prawda. Poka�� ci. Mog� odci�gn�� Furi� od dowolnie wybranejofiary.- Jak?- To m�j sekret. To chyba oczywiste. Kr�tko m�wi�c, znalaz�em spos�b,�eby fa�szowa� dane tak, �e maszyny wydaj� b��dny werdykt przed os�dzeniemalbo b��dne rozkazy po os�dzeniu.- Ale to jest... niebezpieczne, prawda?- Niebezpieczne? - Hartz spojrza� na Dannera spod swoich smutnoopuszczonych brwi. - No c�, tak. Tak my�l�. Dlatego nie robi� tegocz�sto. Prawd� m�wi�c, do tej pory zrobi�em to tylko raz. Opracowa�emmetod� teoretycznie. Potem j� sprawdzi�em, ten jeden raz. Zrobi� to znowu,�eby ci udowodni�, �e m�wi� prawd�. A potem jeszcze raz, �eby ci�ochroni�. I to wszystko. Nie chc� irytowa� komputer�w bardziej, ni� musz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]