[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Laura Wright
Potęga uczucia
PROLOG
Na osiemnastym piętrze budynku Ashton-Lattimer
stojącym w dzielnicy finansowej San Francisco, w prze
stronnym gabinecie siedział za biurkiem siwowłosy, zie
lonooki mężczyzna, krępy i mocno zbudowany, a mimo
to doskonale prezentujący się w kosztownym, włoskim
garniturze.
Siedział, jak zawsze, za biurkiem z marmurowym bla
tem, które kazał zrobić przed pięcioma laty. Palcami pra
wej ręki stukał niecierpliwie tuż przy stojącym przed nim
telefonie, jakby niecierpliwie czekał na dzwonek. Lewą
dłonią tarł brodę.
Było wpół do dziesiątej rano. O tej porze powinien
pracować, ale głupia sekretarka wpuściła do jego sanktu
arium nieproszonego gościa. Skrzywił usta w gniewnym
grymasie.
- Spencerze, musimy porozmawiać - powiedziała Alys-
sa Sheridan i położyła dłoń na brzuchu. Miała na sobie
śnieżnobiałą sukienkę. Długie włosy związała w kok. Jej
wielkie, brązowe oczy były pełne łez. Przez głowę przele
ciała mu myśl, że jest piękna. I to rozwścieczyło go jesz
cze bardziej.
Cyniczny uśmieszek wykrzywił mu wargi. Odchylił się
na oparcie fotela.
- Co chcesz osiągnąć tymi krokodylimi łzami, Alysso?
Głośno wypuściła powietrze.
- Chcę od ciebie tylko tego, żebyś był ojcem dla tego
dziecka.
- Mam już dość dzieci.
- Na pewno znajdziesz w sercu miejsce dla jeszcze jed
nego.
- Ja nie mam serca.
- Spencerze, proszę...
- Tutaj mówi się do mnie „panie Ashton" - przerwał
z pogardą w głosie. Spojrzał na
jej
brzuch. - Skąd mam
mieć pewność, że nosisz moje dziecko?
Zacisnęła szczęki.
- Nie miałam nikogo innego, tylko ciebie.
- Tak twierdzisz, ale do mojego łóżka wskoczyłaś bar
dzo łatwo.
Wydała z siebie coś jakby łkanie.
- Nie rozumiem - szepnęła.
- Co tu jest do rozumienia?
- Gdzie jest ten człowiek, którego znałam? O któ
rym myślałam, że coś dla niego znaczę? Że będzie dbał
o mnie... Człowiek, którego poko...
- Dosyć. - Pochylił się do przodu i wysyczał groźnie:
- Nie bierz kilku nocy, które spędziliśmy razem, za coś
więcej, dobrze?
Zbladła jak ściana. Przez długą chwilę milczała. Potem
uniosła brodę i powiedziała cicho:
- A twoja żona? Może chciałaby się dowiedzieć o two
jej małej... - łzy popłynęły z jej oczu - przygodzie.
Zachichotał.
- Jakże sprytnie, że o tym pomyślałaś. Ale moja żo-
na doskonale wie, że od czasu do czasu zanurzam pióro
w różnych kałamarzach.
- I na pewno radośnie popiera takie zachowanie, praw
da? - rzuciła arogancko.
- Powiedzmy, że tego nie komentuje - powiedział zim
no. - Nikt mnie nie kontroluje. - Uniósł jedną brew. -
Nikt.
Płakała, lecz Spencera bardziej martwiło to, co mogło
się zdarzyć za chwilkę. Gdyby się pochyliła choćby tylko
kilka centymetrów,
jej
łzy spadłyby na blat i zostawiły sło
ne ślady na marmurze.
- Jeśli to już wszystko... - rzucił pospiesznie.
- Jeszcze jedno. - Otarła oczy. - Jesteś draniem, Spen
cerze Ashton.
Prychnął pogardliwie.
- Być może, ale jeśli nie zrobisz z tym czegoś... - wska
zał
jej
brzuch - wkrótce będziesz musiała martwić się
o swojego bękarta zupełnie sama. Bez żadnej pomocy
z mojej strony.
Obronnym gestem złożyła ręce na brzuchu.
- Do widzenia, Alysso - rzucił tonem miłej pogawędki
i przeniósł wzrok na leżące przed nim dokumenty. - A je
śli jeszcze kiedyś będziesz próbowała wtargnąć do moje
go biura, każę cię aresztować.
Nie podniósł głowy, dopóki nie usłyszał trzaśnięcia
drzwi. Wtedy wyprostował się i uśmiechnął szeroko.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rude loczki, wielkie, zielone oczy i wspaniały
uśmiech.
- Kocham cię, mamo.
Anna Sheridan szeroko otwarła ramiona. Mój synek,
pomyślała z czułością.
Jej synek.
Przyzwyczaiła się nazywać go w ten sposób. Chociaż
naprawdę nie był jej synem, a siostrzeńcem. Dzieckiem
jej siostry, Alyssy. Siostra umarła. Ojciec dziecka nie in
teresował się nim ani trochę. Ale, paradoksalnie, te tra
giczne wydarzenia sprawiły, że Anna i Jack stali się sobie
bardzo bliscy. I to było wspaniałe.
Oczywiście Jack był zbyt mały, by zrozumieć sytuację,
ale Anna wiedziała, że przyjdzie taka chwila, kiedy będzie
musiała mu wszystko powiedzieć. Póki co jednak nie my
ślała o tym i zamknęła malca w objęciach.
Ze wszystkich siła starała się, aby Jack miał życie, na
jakie zasługiwał. Alyssa, bez względu na wszystkie wa
dy i słabości, była dobrym człowiekiem. I z całego serca
pragnęła dla swojego dziecka wszystkiego, co najlepsze.
Oczekiwała, że Anna mu to da, a Anna z radością i zapa
łem starała się tego dokonać. W końcu zawsze tak było,
że spełniała wszystkie zachcianki siostry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]