[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JoannaChmielewskaDzikie bia�koKarolek Olszy�ski sta� w ogonku po koszyk w samoobs�ugowym sklepie spo�ywczymprzy ulicy Pu�awskiej izastanawia� si�, czy Wydzia� Architektury Urz�du Miejskiegow Lublinie pozwoli mu ulokowa� pralni� w nieprzepisowej odleg�o�ci od budynkuszpitala. Odleg�o�� by�a zama�a dok�adnie o 52 centymetry. Zmierzy� to osobi�cienaczelny in�ynier pracowni, przeje�d�aj�cy przez Lublin w drodze powrotnej zurlopu, zainteresowany tematemnie mniej ni� Karolek i pe�en nadziei, �e istniej�cezawsze w terenie niedok�adno�ci wypadn� na ich korzy��. Niestety, nie wypad�y.Gdyby� przynajmniejbrakowa�o czterdziestu dziewi�ciu centymetr�w, a niepi��dziesi�ciu dw�ch! 49 to jest mniej ni� po�owa, a zatem mo�na zawszezaokr�gli� w d�, 52 natomiastpo�ow� przekracza i wymaga zaokr�glenia w g�r�,co daje ca�y metr, a metr jest w og�le niedopuszczalny. Gubi� ich te trzycentymetry. Na projekcie pojawi si�obrzydliwa liczba 29, mniejsza ni� ustalonenormami 30, rzuci si� wszystkim w oczy i ca�y lubelski Wydzia� Architektury zzajad�� uciech� wczepi si� w ni�pazurami i z�bami, tym bardziej, �e niczegoinnego do wczepienia si� nie znajdzie. Jeden g�upi metr. Nawet nieca�y. P�metra. Trzy centymetry mniej i ju�by�oby zero, bo zaokr�gli�oby si� w d�...Karolek doskonale wiedzia�, �e tych trzech centymetr�w nie pozb�dzie si� w �adenspos�b, ale postanowi�zostawi� sobie odrobin� nadziei. Przesta� my�le�o ogrodzeniu terenu, kt�re nie pozwala�o przesun�� pralni nieco dalej, i oelementach prefabrykowanych, kt�renie pozwala�y jej zw�zi�, poniecha� rozwa�a�nad osobowo�ci� pracownik�w lubelskiego Wydzia�u Architektury i zainteresowa�si� sytuacj� w ogonku.Ogonek co chwila co� korkowa�o. Ze swego miejsca na zewn�trz Karolek nie m�g�dojrze� wn�trza sklepu,kt�rego drzwi dodatkowo os�oni�te by�y kotar�, niewiedzia�, co tam korkuje i na jak d�ugo, ale my�l o porzuceniu niemrawej kolejkii rezygnacji z zakup�w nawetnie za�wita�a mu w g�owie. Kategoryczne polecenie�ony zobligowa�o go do zaopatrzenia domu w produkty spo�ywcze, a drugiej takiejokazji z pewno�ci� ju� bynie znalaz�. Wst�pi� do tego sklepu po drodzeze S�u�ewca, gdzie przebywa� s�u�bowo i by� bezwzgl�dnie zdecydowany odwali�obowi�zek przed powrotemdo pracy. Zmarnowa� troch� wi�cej czasu, ale mie�ju� z g�owy.Przed nim sta�a dama w sile wieku, t�po wpatrzona w przestrze�, kiwaj�ca napalcu kluczyki od samochodu.Ockn�a si� z zapatrzenia, kiedy podszed� do niejbardzo elegancki pan tej samej generacji.- Jeszcze tu stoisz? - zdziwi� si�. - My�la�em, �e ju� dawno wesz�a�...Dama wyda�a syk, tak podobny do syku pary pod ci�nieniem, �e Karolek spojrza� nani� z �ywymzainteresowaniem. Nie powiedzia�a ani s�owa, tylko kluczykiw jej palcach zacz�y si� kiwa� gwa�towniej.- Co tu chcesz kupi�? - spyta� pan rzeczowo.Kluczyki na moment znieruchomia�y.- To co jest - mrukn�a dama i po chwili doda�a: - Ludzie nie�li d�empomara�czowy.Pan skrzywi� si� z dezaprobat�.- Trucizna - zawyrokowa� stanowczo.Karolek zainteresowa� si� �ywiej i nadstawi� uszu.- O Bo�e - powiedzia�a dama bez �adnej intonacji.- Trucizna - powt�rzy� pan. - Wszystkie konserwowane d�emy to trucizna, ile razymam ci to powtarza�? Wdodatku ze sk�rek pomara�czowych nasyconych chemikaliami.�mier� dla w�troby.- S� kurczaki - zauwa�y�a dama po kolejnej chwili milczenia.- Te kurczaki to �wi�stwo. Bezwarto�ciowe mi�so, sztucznie p�dzone.- Chude kurczaki...- Co z tego, �e chude? Wszystkie s� hodowane na hormonach, nie maj� �adnegosmaku...- Maj� - przerwa�a dama z nag�ym o�ywieniem. - Rybny. Od m�czki rybnej.- Nic podobnego. Kurczaki karmione m�czk� rybn� id� na w�dzenie.Dama na moment zamkn�a oczy, otworzy�a je i wzi�a g��boki oddech.- Jest tak�e pasztet - zakomunikowa�a beznami�tnie. - Mleko, mas�o, sery, jaja,wszystko co uzyskujemy odkrowy. Poza tym chcia�abym kupi� kawior, krewetkii filet jagni�cy...Kolejka ruszy�a nagle i Karolek, ku wielkiemu swojemu �alowi, straci� nast�pnyfragment rozmowy. Znalaz� si�we wn�trzu sklepu, przemoc� wcisn�� dalej ipa�stwo w �rednim wieku zn�w byli przed nim. Dama proponowa�a nabycie stoj�cychna p�ce klopsik�w wr�nych sosach.- Paskudztwo - zawyrokowa� pan kr�tko.- Dlaczego? - j�kn�a dama tonem rozpaczliwego protestu. Karolek sam omal niezada� tego pytania. Zamierza�kupi� klopsiki.- Dlatego - odpar� pan, stawiaj�c po tym s�owie wyra�ny dwukropek. - Sama woda ibardzo ma�o mi�sa. Mi�sojest najgorszego gatunku. S� do niego dodawanesubstytuty z mi�sa rybiego...- Substytut to jest zast�pca adwokata - wymamrota�a dama buntowniczo, odwracaj�cg�ow�, jakby wola�a, �ebypan jej s��w nie s�ysza�. D�wi�cza�o w nich co�jakby zdesperowana gorycz. Pan jednak�e mia� najwidoczniej doskona�y s�uch.- Owszem, zast�pca adwokata - zgodzi� si�. - Mo�e by� tak�e zast�pca czego�innego, w tym wypadkuwarto�ciowego bia�ka mi�snego. �eby to si� w og�le nadawa�odo jedzenia, wsadzaj� w pikantny sos. Wymy�lili pieczarki, �eby podnie�� cen�...Energicznym gestem dama chwyci�a wolny koszyk i ruszy�a w g��b sklepu. Panpo�pieszy� za ni�. Karolekspogl�da� za nimi i niecierpliwie czeka� na koszykdla siebie, koniecznie pragn�c pos�ucha� dalszego ci�gu pouczaj�cej konwersacji.Temat nie by� mu obcy, budzi�lekki niepok�j, poza tym zaintrygowa� goniezmiernie ton pana, bardzo spokojny, obiektywny, rzeczowy, wyzbytyjakichkolwiek element�w wzrusze�.Oceniaj�cy artyku�y spo�ywcze elegancki pan najwidoczniejnie mia� do nich �adnego osobistego stosunku. Takiego tonu w zestawieniu z tak�tre�ci� Karolek jeszcze nigdyw �yciu nie s�ysza�, tym bardziej zatem zanic w �wiecie nie chcia� uroni� ani s�owa.Dogoni� interesuj�c� par� przy nabiale. Pani si�ga�a po twaro�ek w trumienkach.- Nie zamierzasz chyba tego kupi�? - rzek� pan z nagan�. - Wszystkie wzd�te.Dama cofn�a r�k�. Karolek z pow�tpiewaniem przyjrza� si� trumienkom i r�wnie�zrezygnowa� z zakupu.Razem znale�li si� obok mro�onek.- Sp�jrz na kolor - powiedzia� pan, ogl�daj�c mro�one filety z morszczuka. -Najgorszy gatunek. Stare.- To co, �e stare? - zirytowa�a si� dama.- �mierdz�ce ryb�.- M�ode pachn� r�ami?Karolek st�umi� chichot. Pan by� jak kamie�.- Nie r�ami, ale nie maj� tego zapachu zje�cza�ego t�uszczu rybiego. Kup, jakchcesz, ale zobaczysz, �e sama doust nie we�miesz.Dama zawaha�a si�, zajrza�a do zasobnika, jednym palcem odwr�ci�a mro�on� paczk�na drug� stron�,przyjrza�a si� jej, machn�a r�k� i posz�a dalej. Przymacy, nie wiadomo dlaczego, pa�stwo zacz�li m�wi� o marchwi. Stoj�c tu� obok isymuluj�c wnikliwie badaniemakaronu, Karolek s�ucha� chciwie.- �rodki ochrony ro�lin i nawozy sztuczne - m�wi� pan. - Ca�a ta pi�kna marchewjest truj�ca, zab�jcza dlaorganizmu...- Nale�y w og�le zrezygnowa� z marchwi? - przerwa�a dama z�ym g�osem.- Nie, dlaczego? Trzeba po prostu kupowa� marchew, po kt�rej wida�, �e ros�a wwarunkach naturalnych.- A mo�na wiedzie�, po czym to pozna�?- Szkodliwa marchew jest pi�kna, wielka, wyro�ni�ta. Takiej trzeba unika�.Trzeba szuka� tej brzydszej. Ma�ej.Byle jakiej...- Robaczywej - podsun�a dama us�u�nie.- Nawet troch� robaczywej. Im gorsze i mniej zadbane gospodarstwo, tym zdrowszamarchew.W pami�ci Karolka pojawi�y si� nagle nik�e strz�py wiedzy o r�nych, wstydliwietuszowanych, aferach.Truj�ce truskawki, rakotw�rcze pomidory, niejadalnepomara�cze, banany z wirusami... Tkliwie i z rozrzewnieniem wspomnia� czere�niez kt�rego� tam roku, co dojednej, sztuka w sztuk�, robaczywe. Nadzwyczajne,z tego wynika, �e by�y to najzdrowsze czere�nie �wiata, �e te� nie zjad� tegowtedy wi�cej...Pa�stwo, znalaz�szy si� przy kasie, przerwali rozmow� i zap�acili za nabyt�mac�. Karolek zajrza� do swojegokoszyka i uprzytomni� sobie, �e maca, po kt�r�r�wnie� si�gn��, w �adnym stopniu nie zaspokoi wymaga� ma��onki. Zawaha� si�,spojrza� niepewnie nakasjerk�, zn�w zajrza� do koszyka, z determinacj� zawr�ci�i jeszcze raz uda� si� w Kiedy ponownie zbli�y� si� do kasy maj�c w koszykutruj�cy d�em, podejrzane mas�o,wzd�ty twaro�ek i bezwarto�ciowego kurczaka;widoczni za szyb� pa�stwo w sile wieku wsiadali do zaparkowanego na chodnikusamochodu.Jad�c tramwajem w kierunku miejsca pracy, niewidz�cym wzroku wpatrzony w oknoKarolek popad� wg��bokie zamy�lenie, a w jego duszy j�� si� wykluwa� jaki�dziwny niepok�j...Do bram budynku biurowego wolnym krokiem zbli�a� si� drugi cz�onek tego samegozespo�u, Lesio Kubajek.Dnia tego Lesio nie zaszczyci� jeszcze miejsca pracyswoj� obecno�ci�. Wczesnym rankiem odprowadza� na lotnisko kuzyna wracaj�cego doAustralii i po odlociesamolotu zatrzyma� si� przez kilka chwili najpierwna widokowej galerii, a potem w barze, gdzie przy kieliszku koniaczku zewzruszeniem rozpami�tywa� ogrom irozmaito�� �wiata. Po�udnie nadbieg�o szybko,Lesio opu�ci� port lotniczy i ruszy� w kierunku biura, oczyma duszy wci�� widz�cjakie� niezmiernie odleg�ekraje, jak�� ca�kowicie nieznan� i osza�amiaj�cobarwn� faun� i flor�, jakie� obce miasta, l�dy i morza, �odzie krajowc�w iegzotyczne knajpy. Te ostatnieszczeg�lnie sprawia�y, i� �w nieznany wielki�wiat, tak szeroko otwarty przed kuzynem z Australii, wydawa� mu si� nieodparciepoci�gaj�cy. Wysiad� zautobusu w pobli�u biura i d��y� ku codziennejprozie coraz wolniej, nogi jego bowiem wykazywa�y zdecydowan� tendencj� dozboczenia w jakimkolwiekinnym kierunku.By� mo�e wielki �wiat i nogi razem wzi�te wygra�yby konkurencj� z pracowni�,gdyby nie to, �e na ulicy przedLesiem ukaza�a si� nagle pi�kna Barbara, odlat przedmiot jego uwielbie�, r�wnie upragniony jak nieosi�galny. Barbara wysz�aze sklepu i r�wnie� zmierza�ado biura. Jestestwo Lesia b�yskawicznieoderwa�o si� o...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]