download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Irena ZarzyckaDzikuskahistoria mi�o�ciTomCa�o�� w tomachPolski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1991T�oczono pismem punktowymdla niewidomychw Drukarni Pzn,Warszawa, ul. Konwiktorska 9pap. kart. 140 g kl. III_B�1Przedruk z wydawnictwa"Krajowa Agencja Wydawnicza",Lublin 1989Pisa� A. Galbarskikorekty dokona�yB. Krajewskai K. MarkiewiczS�owo wst�pnePropozycja wydania "Dzikuski"w roku 1988, w przesz�o 60 latpo jej ukazaniu si� na rynkuwydawniczym (1927 rok), jest dlaautorki czystym surrealizmem.Czuj� si� jak prababka, maj�cagra� rol� w�asnej prawnuczki, atu i kostium za ciasny, i rolatrudna do ud�wigni�cia."Dzikuska" by�a pierwszymkostiumikiem literackim IrenyZarzyckiej. Autorka - m�oda,oczarowana �yciem, mi�o�ci�,urod� �wiata, w�drowa�a wraz zm�em, topografem WojskowegoInstytutu Geograficznego, poca�ej Polsce z miejsca namiejsce, z kwatery na kwater�.Wita�y j� wci�� nowe wra�enia,nowi ludzie, nowe serdecznekontakty, kt�re wtedynawi�zywa�a szybko i �atwo, a dodzi� wiele z nich przechowuje wpami�ci. S�ucha�a zwierze�weso�ych i smutnych, historii,opowiada� i plotek. Jak wkalejdoskopie przesuwa�y si�imiona, twarze, wypadki s�yszanei zaobserwowane, a poniewa� nicnie ginie w naturze, wi�c tewszystkie wra�enia i doznania�y�y, kipia�y... no iwybuch�y... Ukaza�a si�"Dzikuska", a zaraz wnast�pstwie nap�yn�a lawinalist�w i propozycji.Gdy po wojnie przypadkowowpad�a mi ta ksi��ka do r�ki,by�am troch� zdziwiona, troch�ubawiona... Przecie� uwa�a�am j�za grzech m�odo�ci. I to by�grzech... A pokuta...?Najsro�sz� zada�a mi wojna,zabieraj�c dom, m�a i15_letniego syna, wi�nia"Majdanka". Mia�am jednak do��si�y, by wychowa� male�k�w�wczas c�rk�, dla kt�rejchcia�am �y�. Okaza�o si�, �ezachowa�am �w ogromny,niewyczerpany �adunek mi�o�ci,pozwalaj�cy przetrwa� wiele lati nie udusi� si� �zami �alu igoryczy.Nie mog� si� do "Dzikuski" nieprzyzna� - ale naprawd� wtedypisa�a j� inna Irena Zarzycka,co chyba wida� w powie�ci,beztroskiej, pe�nej optymizmu irado�ci �ycia.Trudno dzi� uwierzy�, jakwielka by�a popularno�� tejksi��ki, nie posiadaj�cejprzecie� godno�ci wydarzenialiterackiego, b�d�cej jednakpewnego rodzaju zjawiskiemsocjologicznym, jako cz�stkafolkloru tamtych lat. Podobnekariery i popularno�� zdobywaj�dzi� niekt�re zespo�ym�odzie�owe, z t� r�nic�, �emaj� one fan�w w�r�d m�odejwidowni. "Dzikusk�" czytalim�odzi i starzy. Listy pisali ijedni, i drudzy.Ta przedwojenna Irena Zarzyckatyle mia�a dowod�w sympatii iuwielbienia, tak bardzo j�rozpieszczano dziesi�tkamilist�w, �e brn�a sobieniefrasobliwie w pisarstwo a� doroku 1939. W�wczas by�a zbytzaj�ta urokami �ycia, byprzejmowa� si� krytyk�,zw�aszcza ostr�, rzeczow�.Wola�a serdeczne i �yczliweuwagi Wac�awa Sieroszewskiego,kt�rego list przechowuje dodzi�, czy te� MelchioraWa�kowicza - jej pierwszegowydawcy. Ich rady i wskaz�wki,namawiaj�ce j� do g��bszychrefleksji i obserwacji �ycia,postanowi�a realizowa� "potem".A potem to by�a wojna isko�czy�a si� "Irusia" Zarzycka.Wiele os�b s�dzi�o i zapewnes�dzi nadal, �e nie ma jej w�r�d�ywych, zw�aszcza �e uwielbianaprzez ni� Zofia Kossak_szczuckau�mierci�a j� w obozie w jednymze swoich wspomnie�.�ycie dostarcza�o wci��, jakniegdy�, gotowych scenariuszy,tylko si�gn�� r�k� po pierwszy zbrzegu, ale nikt z najbli�szychi najserdeczniejszychprzyjaci� nie zdo�a� jejnam�wi� do pisania. Mimowszystko bowiem pozosta�a wiernadawnym przyja�niom, dawnymsympatykom i swojej z�otejm�odo�ci.(Irena Zarzycka)5 maja 1988 rokuRozdzia� IPan Kruszy�ski, w�a�cicielniedu�ego folwarku Kruszelnicy,a zarazem zarz�dca maj�tkubarona Ziemskiego, siedzia� wswym gabinecie. W tej chwiliw�a�nie ko�czy� rozmow� z m�odymcz�owiekiem o pi�knej, powa�nejtwarzy, rozja�nionej weselem�miej�cych si� czarnych oczu.- A teraz - m�wi� Kruszy�ski -chcia�bym przedstawi� mej c�rcekochanego profesora.- A� profesora? Brzmi tozab�jczo powa�nie... Doprawdy, zpunktu mo�na straci� zaufanie domej osoby.- Ma pan racj�! Ona gotowa si�tak ukry�, �e nawet Anto� jejnie znajdzie. Jeszcze raz panauprzedzam... Prosz� si� niezra�a�, �e dziewuszysko troch�dzikie, ale, panie,jedynaczka... z samymich�opakami chowana, bez matki.- My�l�, �e zdo�am pozyska�sympati� Ity, cho� jestem tymnienawistnym, jak pan wspomnia�,belfrem.Pan Kruszy�ski pokiwa�siwiej�c� g�ow�.- Hm... R�nie to tam bywa�odo tej pory. C�rka mia�a ju�sze�� nauczycielek, czterechprofesor�w i nic z ni� niewsk�rali, bo ka�dy po parudniach ucieka�... Mo�e pan...m�ody, pe�en zapa�u do wiedzy,potrafi ujarzmi� moj� jedynaczk�.- A c� to za przera�aj�capanna! - zas�pi� si� przezchwilk� Witold, lecz zarazweso�y u�miech rozchyli� muusta. - To chod�my... -zaproponowa� g�o�no. - Jestemszalenie ciekawy mej uczennicy!Pan Kruszy�ski spojrza� zpewnym zak�opotaniem, otworzy�usta, chc�c jeszcze co�powiedzie�, ale machn�� r�k� izrobi� min� odpowiedni� dotematu "raz kozie �mier�".Wyszli na podw�rze zalanepotokami s�o�ca. Cztery ogromnelipy zastyg�y w swej �wie�ejkrasie... Nie drgn�� �adenlistek. Zaraz za furtk� podw�rkan�ci� zapachem i czarem m�odejmasy zieleni wielki ogr�d.Upojn� cisz� czerwcowegopo�udnia przerywa� szum rzeki,p�yn�cej w dole brzegiem ogrodu,ci�gn�cego si� a� na wzg�rze,oraz weso�y chlupot dw�chg�rskich potok�w.Dooko�a sadu, gdzie okiemsi�gn��, falowa�y pasma wy�szychi ni�szych g�r, zaro�ni�tychlasem lub ��kami obsypanymibujnym kwieciem.Witold szed� za panemKruszy�skim w�sk� �cie�k� ipodziwia� pi�kno krajobrazuwschodnich Karpat.- B�dzie mi tu dobrze - my�la�- tylko ta panna...Przewodnik stan��.- Ot� i uczennica.Witold wytrzeszczy� oczy.- Gdzie?!- A tu... - Kruszy�ski machn��w g�r�.Pi�kna twarz m�odegonauczyciela wyra�a�abezgraniczne zdumienie.- Przepraszam pana, ale ja nicnie widz�.- No przecie� siedzi nadrzewie... o tam... nogi.Witold spojrza� na wysoki,pot�ny kasztan, otulony u st�pkrzakiem bzu. Tam w�a�nie mi�dzyfio�kowymi ki�ciami kiwa�y si�dwie ma�e, bose, brunatne n�ki.- �adna perspektywa... Co jatu, biedny, jeszcze zobacz�? -przebieg�y ch�opcu przez g�ow�sk�opotano_rozweselone my�li.- Itu�, c�ruchno... zejd� nachwil�, masz go�cia.- Nie jestem ciekawa... nieprosi�am go - dobieg� ichburkliwy g�os spomi�dzy masyli�ci i ga��zi.- Ale zejd� tylko... b�dzieszzadowolona... Ita, nie r�b�eojcu wstydu.- Powiedzia�am tacie raz, �enie chc� belfr�w. Mam ich ju�dosy�. Niech idzie do studiab��w... Nie zejd�!Witold, och�on�wszy nieco,rzek� spokojnie:- Widz�, �e moja uczennicajest bardzo energiczna.- Nie jestem jeszczeuczennic�, nie ma co sobiej�zyka strz�pi�... - przerwa�gniewny g�os. M�ody nauczycielci�gn�� dalej tym samymch�odno_spokojnym tonem:- ...Bardzo mi przyjemnieus�ysze� serdeczne i zach�caj�ceprzywitanie... oraz ujrze�apetycznie wygl�daj�ce n�ki...Rad bym jednak przyjrze� si� i... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl