[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rider Henry HaggardDZIECI� Z KO�CI S�ONIOWEJROZDZIA� I Allan daje lekcj� strzelaniaJa, Allan Quatermain, przyst�puj� teraz do opisania jednej z najdziwniejszychhistorii, jakie wplot�y si� w m�j awanturniczy �ywot.Zawiera� ona b�dzie mi�dzy innymi dzieje wojny z plemieniem Czarnych Kendah�woraz �mierci ich bo�ka � s�onia D�any. My�la�em nieraz nad tym, czy �w D�ana nieby� naprawd� czym� wi�cej ani�eli olbrzymi� besti� z dziewiczych las�w?Zagadnienie to zapewne na zawsze pozostanie nie rozwi�zane, zar�wno dla mnie,jak i dla moich czytelnik�w.Tym�e �askawym czytelnikom pozostawiam s�d o religii Bia�ych Kendah�w i o tym,czy ich kap�ani w�adali istotnie jak�� czarnoksi�sk� si��. Pozwol� sobie tylkozauwa�y�, �e chocia� ci dziwni ludzie przypisywali sobie dar czytania wprzysz�o�ci, jednak umiej�tno�� ta zawodzi�a ich niekiedy. I tak na przyk�adbyli przekonani, �e ja, i tylko ja, mog� zabi� ich wroga D�an�, i dlategosprowadzili mnie do swego kraju. A tymczasem D�an� zabi� m�j s�u��cy, ja za� oma�o nie przyp�aci�em tej rozprawy �yciem.Przyst�puj� teraz do mojej opowie�ci.Zaprzyja�niwszy si� w ci�gu r�nych podr�y i wypraw z m�odym Anglikiem,Robertem Scroope'em, odbywa�em razem z nim podr� do Anglii. Przebywali�myd�u�szy czas w hrabstwie Essex w domu pa�stwa Manners, rodzic�w jego narzeczonej.Okolica by�a ludna, g�sto usiana magnackimi rezydencjami, a z tych zanajwspanialsz� uchodzi� staro�ytny zamek lorda Ragnalla.O owym m�odym lordzie rozpowiadano r�ne dziwy. Mia� to by� cz�owiek pod ka�dymwzgl�dem wyj�tkowy. Niezwyk�ej urody, do nauki nadzwyczaj zdolny � przeszed�przez szko�y jako prymus;6DZIECI� Z KO�CI S�ONIOWEJmistrz w sportach � by� sternikiem osady oksfordzkiej na regatachuniwersyteckich; m�wca niezmiernie obiecuj�cy, jak tego parokrotnie w IzbieLord�w z�o�y� dowody; poeta � autor bardzo sympatycznego zbioru wierszy wydanegopod pseudonimem; dzielny �o�nierz, nieustraszony my�liwy � pogromca tygrys�w wIndiach oraz innego grubego zwierza, a wreszcie w�a�ciciel olbrzymiej fortunyobejmuj�cej, pr�cz dziedzicznych w�o�ci, ca�e miasto w po�udniowej Anglii orazkilka kopal� w�gla.� O nieba! � zawo�a�em, doczekawszy si� ko�ca tej listy. � Ten lord Ragnallurodzi� si� wida� z ca�ym tuzinem z�otych �y�ek w ustach. Daj Bo�e, aby si�kt�r� z nich nie ud�awi�. Mo�e jednak nie sprzyja mu szcz�cie w mi�o�ci?� Ot� to, �e w mi�o�ci jest najszcz�liwszy � rzek�a m�oda panna, z kt�r�prowadzi�em rozmow�, milutka miss Manners, narzeczona Roberta. � Zar�czy� si�niedawno z najpi�kniejsz�, najlepsz�, najm�drzejsz� ze wszystkich panien i poprostu uwielbiaj�si� nawzajem.� O nieba! � powt�rzy�em. � Co te� tam los chowa w zanadrzu dla obu tychdoskona�o�ci?Wyg�aszaj�c te s�owa nie przypuszcza�em, �e b�d� �wiadkiem nieszcz�� m�odejpary.Zaciekawiony opowiadaniami o lordzie Ragnallu i jego wspania�ej siedzibie, zrado�ci� przyj��em propozycj� udania si� nazajutrz do Ragnall Castle. Najwi�cejco prawda ciekaw by�em ujrze� oblicze samego lorda, bo jak�e pon�tne by�o dlatakiego jak ja, kolonisty, ogl�da� na w�asne oczy anio�a w ludzkim ciele!Szatan�w w doczesnej pow�oce spotka�em niema�o, anio�a dot�d �adnego, aprzynajmniej �adnego anio�a p�ci m�skiej. A tutaj, na domiar szcz�cia, mo�naby�o �ywi� nadziej� ujrzenia jednego jeszcze dziwu � anielskiej narzeczonejlorda Ragnalla, panny LunyHolmes.Powiedzia�em tedy Robertowi, �e nie mo�e sprawi� mi wi�kszej rado�ci, jakw�a�nie zawo��c mnie do zamku Ragnall. Pojechali�my nazajutrz we tr�jk�powozikiem panny Manners. Dzie� by� pi�kny, mro�ny, jak to bywa w grudniu.Doje�d�aj�c do kasztelu dowiedzieli�my si�, i� lord poluje gdzie� w parku i �emo�emy tymczasem obejrze� jego siedzib�. Od�wierny przeprowadzi� nas do zamku itam odda� w opiek� niejakiego Savage'a, zaufanego s�ugi lorda.ALLAN DAJE LEKCJ� STRZELANIA7�w Savage*, mimo gro�nego nazwiska, by� osob� bardzo uprzejm� i godn�. Lat oko�oczterdziestu, wybitnie przystojny, o rysach regularnych i bystrym, przenikliwymwzroku, nieco �ysawy, co zreszt� dodawa�o mu powagi. Ubrany bez zarzutu,wytworny w obej�ciu, grzeczny a� do przesady, a jednak jakby dumny zarazem.Sk�oniwszy si� g��boko, odebra� mi kapelusz i lask�, nie zwa�aj�c na lekkiprotest z mojej strony. Mo�e uwa�a� mnie za nieobliczalne indywiduum, kt�remog�oby uszkodzi� lask� jakie� cenne dzie�o sztuki, a nie chc�c odebra� samejtylko laski, wzi�� tak�e i kapelusz.W p�niejszych czasach, kiedy weszli�my w bliskie ze sob� stosunki, pan SamuelSavage przyzna� si� ze wstydem, �e istotnie by� nieco zaniepokojony moimcokolwiek egzotycznym wygl�dem i przypuszcza� nawet, �e jestem anarchist�.Darowa�em mu z serca to jego przewinienie, by� z niego bowiem dobry, wiernyprzyjaciel, ze wszech miar godzien szacunku.Oprowadza� nas po wielkich salach recepcyjnych, pokazuj�c wiele cennych skarb�w,a przede wszystkim pi�kn� galeri� obraz�w, na kt�r� sk�ada�o si� jakie� dwie�ciecennych dzie� najznakomitszych mistrz�w, przy czym Savage korzysta� zesposobno�ci, aby popisa� si� cokolwiek chaotyczn� znajomo�ci� historii. Prawd�powiedziawszy, by�bym wola� mniej d�ugie informacje, gdy� w tych olbrzymichsalach by�o bardzo zimno. Scroope i panna Manners rozgrzewali si� ogniemobop�lnego uwielbienia, ja za�, biedak, nie maj�c nikogo do podziwiania, mia�emsposobno�� stwierdzi�, �e temperatura w galerii jest stanowczo zbyt niska.Zaprowadzono nas nareszcie do mi�ego, ciep�ego pokoju. By� to prawdopodobniegabinet pana domu. Rozgrzewaj�c przed kominkiem skostnia�e cz�onki, ujrza�em na�cianie obraz przykryty zas�on� z r�owego jedwabiu.� Co to jest? � zapyta�em.� To jest portret przysz�ej lady Ragnall � odrzek� Savage z pewn� wynios��dyskrecj�. � Milord chce zachowa� ten wizerunek dla samego siebie.Panna Manners roze�mia�a si�, a ja zawo�a�em:� Ale� to z�a wr�ba! Czy nikt nie ostrze�e o tym lorda?* savage (ang.) � dziki, gwa�towny.8 DZIECI� Z KO�CI S�ONIOWEJPotem za�, dostrzeg�szy uchylone drzwi do przedpokoju, w kt�rym pozostawili�mynasze okrycia, wymkn��em si� do ogrodu, aby do reszty rozgrza� si� przechadzk�.Chodzi�em tam i z powrotem po pi�knym tarasie, na kt�rym siedzia�o uroczy�ciekilka pawi, mimo niskiej temperatury pe�ni�cych sumiennie obowi�zkireprezentacji i ozdoby parku.W pobli�u d�browy rozleg�y si� strza�y, dane ze sztucera ma�ego kalibru.Zaciekawiony uda�em si� w kierunku d�browy.Na ko�cu szerokiej alei, pod os�on� wspania�ego d�bu, ujrza�em dw�ch my�liwych.Jeden z nich by� to m�ody ch�opak w mundurze stra�y le�nej, drugi, o ile wnosi�mog�em z oznak powierzchowno�ci, sam lord Ragnall, zaiste wspania�y okazm�czyzny, wysoki, dobrze zbudowany, o pi�knej, bardzo ujmuj�cej twarzy i du�ychczarnych oczach. Spod rozpi�tego p�aszcza wygl�da�o aksamitne sportowe ubranie;gdyby nie lekki sztucer, kt�ry trzyma� w r�ku, by�by ca�kiem podobny do postaciz portretu van Dycka z galerii pa�acowej, kt�ry, jak nam wyja�ni� Savage, by�podobizn� jednego z przodk�w lorda z czas�w Karola I.Lord Ragnall chcia� widocznie ustrzeli� jednego z grzywaczy, kt�re zlatywa�y si�do parku na �o��dzie. Od czasu do czasu ukazywa�y si� pi�kne siwe ptaki izawis�szy przez chwil� w powietrzu, opuszcza�y si� na ziemi�.Wtedy pada� strza� � i ptaki odlatywa�y sp�oszone.� Znowu pud�o, Bob! � zawo�a� m�ody lord weso�ym, d�wi�cznym g�osem. � Chybi�emju� dzisiaj dwana�cie razy z rz�du.� Ten dosta� zdaje si� w ogon, milordzie, widzia�em spadaj�ce pi�rko. Ale czy�jest taki strzelec na �wiecie, kt�ry m�g�by kul� trafi� go��bia w locie, cho�bynawet ptak zawis� w miejscu, jak te w tej chwili?� S�ysza�em o takim zuchu, Bob. Pan Scroope ma przyjaciela, afryka�skiegostrzelca, kt�ry podobno trafia cztery razy na sze��.� Przyjaciel pana Scroope'a k�amie � o�wiadczy� ch�opak, podaj�c lordowi drugisztucerek.Tego by�o mi ju� za wiele. Wysun��em si� spoza d�bu i sk�oniwszy si� rzek�em:� Przepraszam bardzo, �e jako jeszcze nie przedstawiony o�mielam si� zabra�g�os, ale pan strzela do go��bi nieprawid�owo. Chocia� zawis�y w powietrzu napoz�r nieruchomo, wci�� w miej-ALLAN DAJE LEKCJ� STRZELANIA9scu, mimo to jednak stopniowo opuszczaj� si� na ziemi�. Strzelec myli� si�m�wi�c, �e ustrzeli� pan temu grzywaczowi pi�ro z ogona, chybi� pan do niego zobu luf, a to, co spad�o, to by� tylko d�bowy listek.Zapanowa�o milczenie. Przerwa� je oburzony g�os ch�opca:� O, to mi si� podoba!Lord Ragnall, z pocz�tku jakby nieco zagniewany, roze�mia� si� potem weso�o.� Dzi�kuj� za dobr� rad�, kt�ra niew�tpliwie jest s�uszna, skoro nie trafi�emdotychczas ani jednego go��bia z tego przebrzyd�ego sztucerka. Gdyby jednakzechcia� pan pokaza� mi na przyk�adzie to, co mi tak �askawie wy�o�y�, tokompetentne jego rady zyska�yby jeszcze na warto�ci.Lord Ragnall by� widocznie weso�y, a zwracaj�c si� do mnie przedrze�nia� stylmojej przemowy, nieco napuszonej z powodu podra�nienia.� Prosz� o strzelb� � rzek�em zdejmuj�c palto. Lord poda� mi j� z uk�onem.� Niech pan uwa�a � mrukn�� Bob � nabita! Zdruzgota�em go, a raczej zamierza�emzdruzgota� spojrzeniem,gdy� strzelec, wytrzymawszy m�j wzrok, patrzy� na mnie wci�� zuchwale ma�ymiptasimi oczkami. Nigdy jeszcze �aden s�ugus nie doprowadzi� mnie do takiejw�ciek�o�ci.Potem wszelako ogarn�o mnie straszne zw�tpienie. A gdybym tak chybi�? Niewielewiedzia�em o sposobach lotu go��bi angielskich; z pewno�ci� nie�atwo jest trafi�je w locie kul�, a przy tym nie zna�em si� wcale na sztucerach ma�ego kalibru,chocia� s�dz�c z pozoru by�a to bro� pierwszorz�dna. Je�eli spud�uj�, jak�ewytrzymam s�uszn� pogard� Boba oraz grzeczne zabawienie si� moim kosztem jegolordowskiej mo�ci? Ju� prawie �e b�aga�em w duchu grzywacze, aby si� �ade...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]