[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boleszczyce - Jzef Ignacy Kraszewski.Cykl Powieci Historycznych Obejmujcych Dzieje Polski.Powie z czasw Bolesawa Szczodrego.Skanowa, opracowa i bdy poprawi Roman Walisiak.Redaguje Komitet pod przewodnictwem Profesora Doktora WINCENTEGO DANKA oraz pod przewodnictwem honorowym Profesora Doktora JULIANA KRZYANOWSKIEGO.Cz pita.Ludowa Spdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1967.Dnia 1 stycznia 1877, Drezno.Bratnim rodom, co Jastrzbca w godle nosz, powica Autor.Tom pierwszy.Rozdzia 1.Byo to na wiosn 1079 roku.Drzewa ju si rozwija zaczynay, gdzieniegdzie db guchy sta tylko jeszcze z pczkami nabrzkymi, nie dowierzajc wczesnemu w tym roku ciepu, socu i pogodzie.Dokoa szumiaa i woniaa Niepoomicka Puszcza.Wrd niej na zielonej ce, u strumienia, przy ktrym zociy si gsto rozkwite otocie, w cieniu drzew kilku, ktre wystpoway z lasu, siedzieli i leeli na ziemi odpoczywajcy podrni czy myliwcy.Czelad ich przy maym ogniu grzaa sobie straw i przypiekaa misiwo; panowie, na pagrku zasiadszy, gwarzyli midzy sob po cichu.Byo ich piciu ludzi redniego wieku, raczej modych ni starych, a po odziey i z twarzy acno rozpozna mg kady, e do monych naleeli rodw.Patrzao im z oczw, e rozkazywa byli nawykli, a cho do lasu przystraja si nie potrzebowali, wszystko, co na sobie mieli, dowodzio dostatku i zamiowania w pewnej wytwornoci.Pod samym dbem starym, ktry sta w porodku, z rkami w ty zarzuconymi siedzia z odkryt gow lat rednich mczyzna, przystojnej twarzy, butnego wyrazu, z jasn, bujn brod, ktra mu si szeroko na piersi rozkadaa.Rumiany, zdrw, z oczyma niebieskimi, nosem orlim, na ustach mia umieszek pogardliwy zarazem, wesoy i dumny.Odziany w kaftan skrzany, wyszywany barwisto, na ktrym drugi, lejszy wisia wolno porozpinany, odj by miecz, zoywszy go na boku, i czapk przykry; piersi mia na p odsonite, wos porozrzucany.Wida, e mu bogo byo, tak wygodnie wycignitemu na suchej ziemi, mchu i darni, uywa wczasu w cieniu.Umieci si te, jak mg najlepiej, niewiele troszczc, jak to bdzie wyglda.Obok niego siedzcy, modsi z twarzy, a rysami do podobni, rwnie byli porozpierani wygodnie, rozkadali si ze swobod, jedni na p lec, drudzy na rkach gowy zoywszy.Ubiory wszystkich byy krojem i barwami do siebie podobne, z cienkich tkanin, kaftany jednym szyte wzorem, obuwie misternie pookowywane, szyki lekkie, futrzane, jednego ksztatu i sierci.Poza nimi i okoo nich porozrzucane byy owieckie i rycerskie przybory, uki, lekkie oszczepy, ostrymi zakoczone elazcami, miecze mae i noe w bogatych oprawach.I te zna z jednego wychodziy skarbca, bo wszystkie byy prawie jednakie.To, co o stroju i zbroi, powiedzie byo mona o ludziach spojrzawszy na twarze; wida byo, e z jednego pochodzili rodu, bo cho w obliczach tych wyraz by nieco odmienny, cho wiek rny, rysy mieli dziwnie do siebie podobne.Orle ich nosy, ciemniejszych nieco lub wietlejszych odcieni wosy jasne, usta misiste, pocige twarze, wysokie czoa, wszyscy mieli jednego kroju.W ruchach te ich byo pokrewiestwo, w mowie dwiki brzmiay tonem jednym.Bya to jedna krew w rnych rozkwitnienia stanach, jeden typ urozmaicony odmianami, jakie do nieskoczonoci umie mu nadawa natura.Siedzcy pod dbem by widocznie najstarszym z braci i zdawa si te rej wie midzy nimi.Soce si ju byo ku zachodowi skania zaczo, ale promienie jego mocno jeszcze dogrzeway; gromadka te odpoczywajca nie mylaa si rusza z wygodnej zaciszy i chodem a cieniem lasu si rozkoszowaa.Pomidzy nimi stay rogowe kubki podrne ponalewane miodem i naczynia z wod, ktr ludzie z niedalekiego zaczerpnli zdroju.Niedaleko od nich na ce pasy si bujn traw wiosenn konie zaywne z sierci lnic, grzywami dugimi, suchymi nkami, nieco dzikie.Nie kiedy podnosiy gowy, jakby si rozpatrze chciay, a te, ktre si napasy, zaczepiay si do zabawy i walki wyzywajc.Wesoe to byy stworzenia jak panowie, co pod dbami spoczywali.Ludzie nie spuszczali ich z oka, na uboczu siedzc przy do gasajcym ognisku, otoczeni zgraj psw, z ktrych jedne leay, drugie resztek jada szukay dokoa.Na berach, wbitych w ziemi, wida byo osadzone trzy zakapturzone i sptane ptaki.Szum wiatru, renie koni, skowyczenie psie i swary, cichy szept czeladzi przeryway tylko milczenie.Moda owa druyna siedziaa jakby odpoczywajc po znueniu, ust nawet lenic si otworzy.Czasem ktry siga do kubka z miodem lub na czynia z wod, napi si, otar usta i leg znowu, p drzemic, na p czuwajc.Spogldali na cienie od soca, jakby wyczekiwali nadchodzcego wieczora.Cho rano a butnie wygldali myliwcy, nie mona byo po wiedzie, aby si na ich twarzach odbijao wesele; rycerska ochota bya w spojrzeniu, lecz z niepokojem pewnym zmieszana.Niekiedy wzrok starszego utkwi w dali nieruchomy, a myl si widocznie zabkaa te daleko od puszczy i doliny.Drudzy dumali rwnie nad wiek powanie i tskno.A co?Czas by moe do powrotu?odezwa si ziewajc ten, co u dbu siedzia, a ktremu imi Borzywj byo.Czeg si tak spieszy mamy?odpar drugi wycignity na ziemi, szczypic traw i wyrywajc drobne kwiatki, ktrymi by otoczony.Zwano go Zbilutem, a chopak by pikny, rumiany i wos mia obfity, zocisty, ktry mu spada na ramiona.Czego si spieszy mamy?Nic nie pdzi, a tu jak u Boga za piecem cicho i wygodnie, czek cho spocznie.Pewnie, odezwa si trzeci, owy te teraz, al si Boe, nic potem; soce piecze jak rd lata, zwierz chudy, skra z niego na licha si nie zdaa, darmo si gania po lesie.Ten, ktry to mwi, Dobrogost byo mu na imi, do starszych nalea i twarz mia zmczon, a wyraz jej pospny.Pozostali nawet si nie odzywali, gdy Borzywj spod dbu doda:Na sub do pana przecie warto pospieszy, aby mu tam tskno ani gniewno nie byo, eby ktrego nie zada...E, odpar jeden z tych, co milczeli, zwany Odolajem, jest komu nas zastpi.W lesie czek troch odetchnie, gdy na zamku we dnie i w nocy spoczynku nie ma.Kiedy ci si tak odpoczywa chce, przerwa dotd milczcy Ziema, jed doma do pana rodzica albo do Jakuszowic do dziada, jeeli stary lepiec ci przyjmie, a nie byo ci si zaciga na dwr krlewski.Kiedy grzyb, to le w kosz, o miym spokoju nie ma co i prawi.Rozmieli si drudzy.To prawda, rzek Odolaj, i e u nas o pokoju ni myle, ni pyta, a jednak bym ci Wawelu na Jakuszowice nie mienia ani na Zborw...W Jakuszowicach u dziada ledwie bym si zda lepemu na parobka, w Zborowie ojcu na nic, a na Wawelu, u boku pana suc, cho w pocie czoa, czowiek si czego kiedy dochrapie...Borzywj si rozmia niemal pogardliwie.A, co my wiemy, czego si dosuemy i kiedy, rzek.Albo si dobije ktry bardzo wiela, albo gorzej ni nic, bo to u nas wojna nieustanna, a co najpewniejsza w niej to guzy.Niech Bg da krlowi panu wszyko dobre, pan dla swoich i obcych szczodry jako aden, ale w inn godzin srogi, zapamitay, i tak mu atwo da skarb, jak gow zdj.Ano, rzek Ziema, krlem ci jest, to mu przystao.Najgorszy bodaj taki, co ni ciepy, ni zimny, bo czowiek przy nim zagnije i rozepi si.Wojennemu rzemiosu trzeba raz w raz jak w ani, to ukropu, to zimnej wody.Pewnie, rzek pierwszy, krl musi w doni wszystko dziere a krzepko, gdyby cugli popuci ludziom, roznieliby go na cztery wiatry.A co byo za Mieszka, gdy krl szala, a baba musiaa rzdzi?Jemu te na sile nie zbywa, odezwa si Borzywj.Od Bolka Wielkiego pana u nas takiego jako ten nie bywao...Dry przed nim, co yje i co ywe sucha go musi...Oj, oj, przerwa Zbilut, nie tak to wszyscy mu si korz a bardzo suchaj.Podczas gdymy w Kijowie gocili, duo si wyprzgo i wiele do roboty zostao, pki znowu si w ad wprowadzi.Ho, ho!Wszyko si to zrobi powoli, czekaj, doda Borzywj, pocztek ju jest, przyjdzie koniec.I ja nie wtpi, rzek Zbilut, gdyby tylko z rycerstwem byo do czynienia, z ziemiany i z onkami ich, co sobie pohulay, gdy im si na mw czeka sprzykrzyo , dawno by ju koniec temu by, ale si biskup wda...a to ju bieda, kiedy z szablami trzeba pod prg kocielny i z tym panem do boju, ktry ma za or lask krzyw, co jej nie odbi mieczem, a na gowie mitr jak krlik jaki.W kociele on te krlem.Namarszczy si Borzywj i westchn.Bodaj eby i wszdzie po caej ziemi oni krlami by nie chcieli, a krlw za namiestnikw swych nie trzymali.Ano z biskupem jednym rada by moe acniejsza bya, mwi Dobrogost, cho i to czek twardy i uparty, gorzej, e poza nim stoi duo wadykw i rycerstwa, ktrzy wol ksidza w rk caowa, ni krlowi si pokoni.Tym w gbie wdzido nie smakuje, juci im lepiej z rk biskupw panowa, ni krlewskie spenia rozkazanie.Kiedy te z nimi si przyjdzie rozprawi, rzek Ziema, do tego si gotuje i musi doj.Prno ich biskup za sania...a i z tym biskupem...Rozmowa ta chmurami twarze powloka.Co tam o tym naprzd prawi!odezwa si po chwili Borzywj na p ziewajc.Kto wie, co si sta moe, my jedno zna powinnimy: wszyscy, jak tu stojemy, Boleszczyce jestemy.Przezwano nas tak, druyn pask, jakby na urgowisko dlatego, e przy krlu Bolesawie stoimy; my si chwalimy tym imieniem, emy Boleszczyce, prawi sudzy jego!Znajmy to, e gdy skinie, my za nim w ogie czy w wod!W ogie i wod!zawoali wszyscy, a Zbilut doda miejc si:A jak na biskupa skinie?To co?odpar Borzywj.My swej woli nie mamy, tylko jego, ja pjd, kdy powie.Drudzy zmilczeli patrzc po sobie.E, cicho, przebkn Ziema, gdyby si jednak z biskupem mir zoy, lepiej by byo.Bodaj ksidza nie zaczepia.Maj oni takie siy i moc, ktrej ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]