download, do ÂściÂągnięcia, pdf, ebook, pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Ignacy KraszewskiDziennik SerafinyPROLOGJak co komu służy!Stara to a wielce prawdziwa pogadanka. Inni znajdujš na drodze pienišdze,klejnoty,szczęliwe znajomoci, literaci zwykle trafiajš na papiery. Rzecz dowiedziona.Probatum est*.Piszšcy to przynajmniej w całym swym życiu nie był w nic tak zamożnym jak wbibułę. Samaona wychodziła naprzeciw niemu, nastręczała mu się w postaci naturalnej i podprzybranš ludzkšfizjonomiš zastępowała mu drogę, napełniała tłumoki, przeladowała go w domu,goniła za nimw podróży, nie dawała pokoju nigdy.Sami osšdcie. Nie mówišc już o żadnych przygodach należšcych do poufnejbiografii (którejwcale się pisać nie myli) opowiem tylko, jak przyszedłem do tego dziennikaSerafiny.Wyrana ręka, nie powiem Opatrznoci, byłoby to za zuchwale, ale jakiej ironiilosu LedwiePamiętnik Panicza* został przełożony na język zrozumialszy dla ogółu ledwietłumacz miałczas go strawić i trochę zapomnieć gdy, zapewne karzšc go za indyskretne* jegowydanie,nieznony katar zapędził winowajcę do Vichy Podróż tę skłonny on był uważaćjako słusznškarę, wymierzonš za to, że miał się porwać zuchwale i wystawić w mniejkorzystnym wietle tęszacownš częć naszego społeczeństwa, która porzšdku i ładu jest podporš.Stanšwszy w Vichypoczšł on pić ciepłš wodę za grzechy żywota i usunšwszy się od ludzi rozmylałnadprzewinieniami swymi. Skrucha już, już miała się dostać do zatwardziałego sercajego Było todnia 9 czerwca, ranek nieco pochmurny, pogoda trochę wštpliwa, humor nastrojonydo niej Podwóch półszklankach zdroju Szpitalnego (LHôpital) który ironia losu znowu dlaliteratówwidocznie przeznaczyła i stosownie zamianowała pacjent przechadzał się po jaknajodludniejszych uliczkach gdzieby najmniej ludzi mógł spotkać Trzeba byłonareszcieprzed zbliżajšcš się kšpielš wytchnšć nieco Ławka się sama nastręczała Wokolicy nie byłonikogo, rozkwitłe lipy (przedwczenie) woń miłš rozlewały dokoła dalej niecoplatany*osłaniały sklepieniem lici swych szerokich od przeciskajšcego się zza chmursłońcaMiejsce zdawało się do rozmylania o grzechach jakby stworzone umylnie niedochodził tuani gwar przekupniów roznoszšcych balony (Lamusement des enfants, latranquillité desparents!)*, ani przemysłowców zachęcajšcych do loteryj, na których można byłowygrać łyżkęblaszanš i pudełeczko papierowe, ani właciciela zakładu ? la Revanche*,zapraszajšcego dopatriotycznych egzercycji* kulami przeciw pikielhaubie* misternie zamaskowanejŁawka byławygodnš i co rzadko nie mokrš Z uczuciem miłego spokoju piszšcy rozparłsię, pewien,że go tu ani oko, ani szczebiocšce usta, ani gwar żaden nie doleci, gdyporuszajšc się usłyszałszelest złowrogi.Nie był to głos ludzki, był to dobrze mu znany głos przeladujšcej go bibuły!Strwożonymipowiódłszy oczyma spostrzegł zmięty zeszyt jeden tuż na ławce, a drugi taki naziemiZrazu vade retro Satanas*! myl powzišł uczciwš i najlepszš, ale nigdy siępierwszego natchnienia nie słucha a Talleyrand* czy Metternich* kazał się goteż wystrzegaćmylš tš było papieru nie tknšć, na szelest jego kusicielski uszy zaplombować poulissesowsku* iuciecWtem oczy oczy, co tylu zgubiły ludzi padły na ów papier, a raczej na owezwitki,których częć na wilgotnym żwirze leżała a częć zmięta i pogięta wiadczyła owzgardzie,jakiej doznały Litoć i ciekawoć razem opanowała serce ręka się posunęłamimowolnie kuzagadkowym skrypturom*, rzuconym tak na losy i na niebezpieczeństwa wiosennegoklimatu Na pierwszy rzut oka łacno poznać było rękę niewieciš, tę rękę, którejżaden wwiecie mężczyzna nigdy wynaladować nie potrafi, rękę pełnš wdzięku, uczucia,żywš,niepewnš siebie, a tak ponętnš dla męskiego serca i wejrzenia Oba zwitkizapisane gęsto wróżnych znać dobach i warunkach życia, na przemiany, szeroko a blado, czarno igęsto,fantastycznie tak, że można było kilku ršk w jednej się domylać i kilkucharakterów w osobie,co jš posiadała oba zwitki były widocznie dziennikiem co więcej, co dziwniej,cocudowniej pisała je rodaczka jaka, na pół, naturalnie, po polsku, pół pofrancusku bofrancuszczyzna weszła tak w nasze życie i obyczaj, iż bez niej nikt przyzwoitysię obejć niepotrafiW tym zbiegu okolicznoci, który wydawcy Pamiętnika Panicza poddawał dziennikpanny,jakby stworzony, aby mu służył za pendant* mimowolnie musiał on uczućzrzšdzenie losu,nakaz, przymus, aby z niego korzystałSic fata tulere*.Zapomniawszy o godzinie kšpieli, o obowišzku przechadzki po szpitalnej wodzie,szczęliwy(czy nieszczęliwy) znalazca zaczytał się w dzienniczku tak okrutnie, że w całymVichydzwoniono po hotelach na ten rodzaj obiadu Gargantui*, który się tu nazywaniadaniem gdysię opamiętałRaz tylko przemknęła mu się z dala jaka wdzięczna postać niewiecia przedoczyma, zogonem, z szynionem*, ze wszystkimi najprzyzwoitszych i najmniej przyzwoitychosóbatrybutami* zdawała się chcieć wstrzymać i postrzegłszy rękopism już w znacznejczęciwyczytany pierzchła bardzo szybko Być może iż to była autorka dziennika, byćmoże,iż tylko przyjaciółka, której opiece został polecony ale z powodu odsłonieniatajemnic sercaniewieciego nie miała się upomnieć o własnoć rękopismu Takim sposobem,pomimo iżuczciwy znalazca, odczytawszy dziennik, zaraz nazajutrz przybił na tablicywiadomoć o nim iofiarował się zwrócić go, za udowodnieniem własnoci, autorce nikt się już ażdo dnia 26czerwca nie upomniał o papiery panny SerafinyMało kto z nas, mniej lub więcej, nie jest fatalistš od wiary uczciwej wOpatrznoć dozalepionej ufnoci w nieuniknione figle losu, rzšdzšce nami, przestrzeń dalekojest mniejszš, niżsię zdaje. Gotowimy się, jak do wielu innych grzechów (bo na cóż by się i taićje przydało!),przyznać się do trochy fatalizmu. Odczytawszy dziennik panny Serafiny uderzyłonas jegopokrewieństwo moralne z Pamiętnikiem Panicza Stšd wpadlimy na myl obowišzkuogłoszenia tej zguby, nie darmo do ršk naszych zbłškanej I otóż jakimsposobem czytelnikskazany jest na wysłuchanie tych zwierzeń tak poufnych które, choćby one sięczasem niecojednostajnymi wydały, wiele przecież nauczyć, wiele dać do mylenia mogšNie dajemy tu ani istotnych dat dziennika, ani nazwisk i imion w nimznalezionych Pobliższym rozpatrzeniu się w szacownym autografie zdaje się, że on dostać sięmusiał do Vichynie z autorkš samš, ale z krewnš jakš lub przyjaciółkš, która rozrywała swekuracyjne nudy tšlekturš i usnšwszy może nad niš, zerwała się potem zbudzona zapomniawszy ozwitkach, którena ławce i żwirze na piszšcego czekałySama treć dziennika zdaje się dowodzić tego.Taka jest historia notatek panny i pani Serafiny w wiernym odpisie podanych napożytekpowszechny Do poufnej historii naszych czasów i obyczajów i te kilka kartprzydać sięmogš Raczcie je przyjšć dobrym sercem, czcigodni czytelnicy, i proszę nieodgadujcienikogo, nie domylajcie się osób, nie łamcie sobie na próżno głowy odkryciemowej Serafinybo mymy, z obowišzku powieciopisarskiego sumienia, lady prototypu jaknajtroskliwiejzatailiDreznoLipiec 1875 r.Dnia 15 marca 18..Postanowiłam sobie dzi, ale niezmiennie, stanowczo, koniecznie dałam sobiesłowonajuroczystsze pisać dziennik Józia pisze dziennik, Antosia także nawet mipozwoliłyprzeczytać trochę myl ta bardzo mi się podobała Józia się mieje i powiada,że ja się porwę,nabazgrzę kilka kartek zniechęcę się i porzucę. Otóż przepraszam! bardzoprzepraszam! Będęgo pisała regularnie, ale, tak jak ona, nie rzucę go w szufladce, żeby pannaRopecka znalazła,wymiała i dowiedziała się z niego rzeczy niepotrzebnych albo może do madame*Fellnerzaniosła Będę go na piersiach cišgle albo w kieszonce nosiła, nikt na wiecie,żadne okoludzkie go nie ujrzy będę w nim miała powiernika, będę miała pamištkę przednim sięwyspowiadam ze wszystkiego. A! jak to będzie licznie miło przedziwnie jakmamękocham wszystko, wszystko zapisywać i potem czytać, i samš siebie poznawać ztychnotatekZatem daję sobie słowo Wybrałam najładniejszy seksterniczek*, zszyłam gowstšżeczkšniebieskš, bo ten kolor pasjami lubię przypada do moich włosów jasnych itwarzyWitaj mi, niemy powierniku myli moichJózia, która zaczęła rok dziewiętnasty, nazywa mnie dzieckiem Ale ja przeciejestem wpołowie osiemnastego i doprawdy je suis plus avancée quelle* pod wszystkimiwzględami.Pyszni się z tego, że do niej oficer od huzarów listy pisuje Wielka mi rzecz!Oficer odhuzarów Kto idzie dosyć na dzisiaj podsuwam dziennik pod temat francuskiDnia 16 marca 18..Odkradłam dziennik Józi, bo ona go tak rzuca, że niemal wszystkie koleżanki jużwiedzš jejtajemnice Chciałam trochę się rozpatrzyć w tym, jak też ona to robi To doniczegoniepodobne Jak wujcio powiada (chociaż niezbyt ładnie i po staroszlachecku,czego mama nielubi) groch z kapustš Zapisuje swoje długi razem i uczucia bazgrze nibywiersze, wcišgaz romansów wyjštki. Na jednej stronicy nawet znalazłam rejestr bielizny oddanejdo prania Fidonc*! Chociaż młodsza od niej, zupełnie inaczej pojmuję mój dziennikPowiernikiem będziemych najskrytszych myli.Dziewiętnastego sš Józi imieniny nie lubię jej, bo mnie zawsze ma za dzieckoale radabym jš sobie zjednać Słyszałam kiedy od mamy, iż trzeba być najlepiej z tymi,których się nielubi! Mama zna wiat doskonale Kupię ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl